Jak dobrze wykorzystać czas pracy? Jak w ciągu doby zrobić więcej? Jak zwiększyć tempo efektywnej pracy? Jak nie runąć pod nawałem nieodpowiedzianych maili i rzeczy do zrobienia? Są o tym setki wpisów, ja mam na to swoje sposoby, opiszę tylko trzy, które nie są oczywiste.
Trzeba jakoś zacząć wpis. Tytuł powinien chyba brzmieć „Trzy sposoby na produktywność, na wieść o których opadnie ci szczęka”, bo tak się to teraz robi. W zasadzie to nie są sposoby, nie wiadomo też, które są oczywiste. Rozmawiałem niedawno z mądrym człowiekiem, który nie wiedział, że można mieć „inbox zero”. To zmieniło mój pogląd o oczywistości. Co chwila ktoś pisze o maksymalizowaniu produktywności albo o tym, na co ludzie sukcesu nie tracą czasu, ale te informacje docierają chyba tylko do tych, którzy zadadzą sobie pytanie „jak pracować sprytniej”. Masa ludzi nie wie o nich i dla nich każda z metod opisywanych choćby przez Allena może być nieoczywista. Namawiam do eksploracji tematu, to naprawdę wiele ułatwia.. OK, do rzeczy..
Pierwszy sposób: nie pracować. Żeby więcej zrobić, czasem trzeba nic nie robić. Nigdy wszystko nie jest zrobione – taka jest natura współczesnej pracy. Poza Elonem Muskiem (podobno) ludzkość potrzebuje odpoczynku i skuteczniej działa, gdy po pracy (obojętnie czy po 18stej, czy 21szej) wyłączy aktywne myślenie o pracy a w nocy się dobrze wyśpi (7 godzin co najmniej). Tak naprawdę nieoczywiste jest to, że nawet w tym czasie możemy być produktywni, o czym później.
Drugi: jeden procent. Zwykle gdy chcemy coś poprawić, liczymy na zbyt wiele. Myślisz, że powinieneś np. lepiej organizować spotkania, czytasz o tym poradnik, idziesz na kurs i oczekujesz, że za chwilę będziesz znacznie lepiej prowadził spotkania. Nic z tego. Kluczem są małe kroki. 1 procent poprawy tygodniowo da gigantyczną zmianę w ciągu roku. Mniejsze obciążenie na start, plus konkretny motywujący postęp. Wcale nie jest tak łatwo poprawiać się o 1 procent w każdym tygodniu. Wariantem metody jest 1 krok – każdego dnia robisz coś, co zbliża cię do celu. Jedną rzecz. Istotna jest świadomość celu.
Trzeci sposób to czysta magia: przerywać pracę. Zrozumienie sensu tej metody zainspirowało mnie do napisania tego wpisu. Testowałem ją na kilku osobach, każda była pod wrażeniem. Poznałem ją słuchając podcastu Tima Ferrissa z Joshuą Waitzkinem, który polecam (jest masa ciekawych odcinków, nie tylko ten).
Zwykle jest tak, że kończymy dzień pracy powoli się wygaszając. Robimy proste rzeczy, kasujemy jakieś maile. Niektórzy planują następny dzień, reorganizują swoją to-do listę (level pro, można powiedzieć). Tymczasem lepsze efekty może mieć.. rozpoczęcie i tylko rozpoczęcie następnego ważnego zadania. Jeśli mamy coś napisać, wchodzimy w temat, tak, żeby ostatnie pół godziny dnia pracy (to też trzeba zaplanować) przeznaczyć na start. I przerwać w połowie, np. pisane właśnie zdanie. Wyłączyć komputer, wyjść… zacząć myśleć o bieganiu, rowerze, kolacji z rodziną czy znajomymi.
Magia polega na tym, że kolejny etap pracy nad zadaniem pójdzie znacznie łatwiej. Część zostanie wykonana niejako „w tle”. W tym podejściu nie chodzi o pojedynczy trick, choć uwielbiam tricki. Chodzi przede wszystkim o zrozumienie jak działamy, jak funkcjonuje nasz mózg. Warto rozumieć zasady, wiedzieć co wspiera naszą efektywność, a co jej przeszkadza.