Ponieważ marketing Apple pod wodzą Jobsa działa na najwyższych obrotach, każdy przyzwoity blog pisze dziś o iPhonie (nieprzyzwoite zresztą też). Nawet linkować nie trzeba. Zresztą wszyscy już widzieli (mimo tego, że nie można kupić, chcą).
Obsesyjnie wręcz nie jestem gadżeciarzem. Nie dzwońcie do mnie, bo nie noszę ze sobą komórki. Możecie napisać maila, odpowiem – nie zawsze od razu, bo nieustanne czytanie maili jest nieproduktywne. Koniec wstępu.
Słyszałem ostatnio teorię, że iPod się kończy (dla mnie nigdy się nie zaczął, potrzebuję całkiem sporych kolumn do muzyki) bo wszyscy będą mieli telefony mp3. Ten iPhon (jakieś słowo klucz musi się w końcu pojawić, bo google zgłupieją) to chyba jest odpowiedź.
I teraz obiecana idea. Co wydaje mi się zbędne w związku z powyższym wynalazkiem i trendem to numer telefonu. Taka cecha nieodłącznie związana z fonami. Właściwie – w dłuższej perspektywie – po co mamy się kolegować z jednym konkretnym operatorem?
Nie wystarczyłoby IP? Nawet zmienne. Połączone z jakąś formą cyfrowego ID (nie wiem czy zaraz Open), dość swobodnie przemieszczające się w otwartych sieciach po całym świecie, korzystające z WiFi (całe centrum Austin i Rzeszowa to mają już), mogłoby rozwiązać problem konieczności nieuniknionych dziś kontaktów z biurem obsługi klienta operatora sieci telefonowej. Że gadać, oglądać się i Bóg wie co jeszcze za pomocą tego można to chyba nikomu nie muszę tłumaczyć.
Cała technologia już jest, tylko spiąć. Jak futuryzować, to futuryzować a nie nakręcać się gadżetami kolegi w czarnym sweterku (dla którego szacun i podziw).
Baj baj wielkie zyski operatorzy komórek. Jesteście tylko dostawcami internetu.