O przyszłości muzyki

Czy iTunes, mp3 i ogólnie pliki to rzeczywiście przyszłość muzyki? Coś mnie tknęło na widok zdjęcia, na którym iPod był zestawiony ze stosem płyt CD. Niemalże inspiracja do zastąpienia całej kolekcji, łącznie z CDrami wersją „na prąd”.

Argumenty „za” łatwo sobie wyobrazić, zwłaszcza użytkownikom internetu: wygoda, miejsce, szybki dostęp do pliku itp. A przeciw:
– Jakość. Mówcie co chcecie w różnicę między CD a mp3, nawet 256 kbps, wierzyć będzie jeszcze długo masa miłośników muzyki. Sam wolę słuchać CD, nawet takiego z R. Koncerty brandenburskie w mp3? Nieee (to skrajny przykład ale zawsze).
Oczywiście to problem ograniczeń – bezstratne formaty i tańsze pamięci mogą go rozwiązać. Ale okładka z monitora? Fuj..
– Czy to może być masowy rynek – iPody (czy cóś) pod strzechami? Obecnie muzyka z internetu jest niszą w kategoriach rynkowych i fakt, że większość naszych znajomych ją ma, jest bez znaczenia. Typowy konsument idzie do sklepu z płytami i ma tam całą „popularną” aktualną ofertę. Spróbujcie mu powiedzieć, że akurat ten plik to nie do jego odtwarzacza. Że akurat w ofercie tego sklepu nie może być tego wykonawcy bo jakaś wytwórnia z kimś się nie dogadała. Nie załapie – masowy rynek potrzebuje standardów, prostoty użycia i dostępu.
– Wartość. Płyta CD w jakiś sposób ją zachowuje. Płyta sciągnięta w kawałkach, przy podobnej w sumie cenie, już nie. Spróbujcie ją sprzedać na Allegro.

Jeśli nie pliki, to co? Płyta gramofonowa nie istnieje. Mimo miłych emanacji czarnego krążka widocznych w dobrych sklepach i tak podkreślanych przez jej miłośników, nie jest na masowym rynku. Czy jednak jej śladem pójdzie obecny fizyczny nośnik – CD i zniknie całkowicie? Obecnie koncerny kombinują (poza tym co w sieci) m.in. z czymś co nazywa się DualDisc. Na jednej stronie jest muzyka, na drugiej trochę DVD (więcej w NY Times). To jedno z rozwiązań. Nie wyobrażam sobie poważnego sporu o to, jaki będzie następca CD (może macie jakieś pomysły?). Oczywiście zmiany dotyczą też czego – a nie tylko jak – będziemy słuchali, ale to inna historia.

Żeby słowa nie były gołe, tu jest trochę danych z IFPI a w Bilboardzie chyba najlepsze ich omówienie. To świeżaczek. Rok 2004 był najlepszy od 5 lat w biznesie. 33,6 mld USD sprzedaży na fizycznych nośnikach, wzrost sprzedaży w liczbie CD o 2,8 i 4,5 proc w USA i UK (co oznacza w sumie spadek cen, dzięki sieci – uważam).
Online to 200 mln kawałków ściągniętych legalnie na głównych rynkach (ale chyba nie ma szans, żeby to było 200 mln dolarów, choć IFPI tego nie podaje). To naprawdę nieznaczna część rynku – koło 1 procenta, może więcej.

Update:
Trochę odnoszę się do komentarzy. Proszę to traktować jako proces rozwoju koncepcji. Kto wie może się sprężę i napiszę coś większego i papierowego.
Jak znam siebie to zajmie to chwilę i jak już będę wiedział co z tym będzie, tam znać.

Branża musi myśleć o tym, co będzie dalej bo biorą to pod uwagę klienci podejmując decyzje o zakupie. Piewsze płyty CD kupowałem na początku lat 90, stąd 15 letni horyzont, bo jednak tyle się to ma (czarna płyta żyła dużo dłużej a potem nastąpiła wielka wymiana). Pytanie kiedy klienci uzmysłowią sobie, że należałoby wyrzucić już CD-ki, tak jak kasety (nawiasem mówiąc zostało mi ze 300 sztuk, z 20 zrobiłem mp3 ale to zbyt duże przedsięwzięcie :-). Dziś w takich sklepach jak ten nie dla idiotów nie ma już w zasadzie odtwarzaczy CD do wież…
Kompatybilność w dół oczywiście występuje i – do pewnego czasu – się utrzyma. Problem w tym, że teraz sprzęt do domowej rozrywki wszedł na ścieżkę rozwoju rodem z branży komputerowej, co oznacza, że za 3 lata dzisiejszy odtwarzacz DVD za 500 pln z mp3 i divx będzie szmelcem za 30 zł, m.in. dlatego, że nie będzie odtwarzał flac-a i tego Apple Losssles Encoder choćby (no i bądź tu człowieku mądry – co on właściwie powinien odtwarzać, gdyby dziś był idałem?). I nie będzie robił czegoś, czego jeszcze nie wiemy, bo jest w laboratoriach ciągle…

+ Na deser NYT o tym jak sony z iPodem wojowało.