Poszukiwanie prostoty jest wysiłkiem. Trzeba go podjąć, jeśli chce się zrobić tylko znaczące rzeczy. Ten paradoks okazał się najciekawszym wątkiem z poprzedniego wpisu „Reguła prostoty”. Co sprzyja takiemu poszukiwaniu, zwłaszcza w pracy zespołów?
– Rozmiar. Ma olbrzymie znaczenie, to oczywiste i nieoczywiste zarazem. Peter Drucker już w 1954 pisał, że dobry zespół to 3-4 osoby. Bardzo często się o tym zapomina. Z każdą dodatkową osobą, dowolna rzecz z tej listy będzie trudniejsza. Przyczyny? Społeczne, zwłaszcza związane z „komunikacją”, matką wszelkich korpo problemów.
– Myślenie. Zalecane na każdym etapie, zwłaszcza przed. Niestety, wg aktualnych badań [HBR] myślenie grupom wychodzi słabo.
– Słuchanie. Nie tylko własnego głosu, co jest jedną z najprzyjemniejszych aktywności. Również innych, zwłaszcza użytkowników. Nie trzeba, czasem wręcz nie wolno, robić tego co mówią. Warto wyłapywać informacje na temat ich potrzeb, sposobów korzystania z produktów i problemów jakie z nimi mają.
– Otwartość rozmowy. Jeśli chcemy mieć różne głosy i opinie, trzeba sprawić, że się pojawią. Trzeba stworzyć klimat, który zapewni, że wypowiedzą się nawet introwertycy. Czesto to oni mają najwięcej do powiedzenia. Na retoryce krzykaczy w dłuższym terminie niewiele się buduje, wyniki bezlitośnie się z nią rozprawiają.
– Mierzenie. By znać wyniki, potrzebne są dobre miary. Takie pirackie, pokazujące, czy rzeczywiście coś zadziałało. Ich poszukiwanie nie jest banalne. Warto też zerkać na koszt i próbować mierzyć swój czas w złotówkach.
– Pamięć. Jeśli coś działało kiedyś, jest szansa, że zadziała znowu. Jeśli nie działało, można spróbować to zrobić lepiej. Raczej nie ma sensu próbować tego samego, w ten sam sposób. Czasem jest to demotywujące, bo niestety niewiele rzeczy naprawdę działa.
Jest tu pułapka. Często rozwiązanie realizowane jest źle i na podstawie wdrożenia wyciąga się wnioski, że jest nieskuteczne. Może powodować to detal, czasem „nie działanie” wynika z przyjętej miary. Jeśli w coś wierzymy, warto tego spróbować na 2-3 sposoby.
Temat pamięci powiązany z tzw. budowaniem wiedzy w organizacji. „Uczenie się” jest częstą wymówką w projektach „wprawdzie się nie udało, ale wiele się nauczyliśmy”. To jest przereklamowane. Najczęściej wszyscy zachowują jakby coś było robione pierwszy raz. To o tyle dziwne, że do dyspozycji jest cały arsenał przypadków opisanych wokół, a podczas rozwoju stale buduje się jakąś historię.
I mówiąc szczerze jeszcze nie mam na to sposobu.
– Elastyczność. Gdy coś zadziała, warto to drążyć i eksploatować szukając maksimum. Ścisłe trzymanie się z góry założonego planu utrudnia takie zwroty.
– Autorefleksja. Podsumowania czyli Post mortem pomagają w budowaniu pamięci. To trudny do stosowania zwyczaj (nikomu się nie chce, gdy jest już po wszystkim). Ciekawą wersją jest „Pre mortem”, w którym próbujemy napisać podsumowanie projektu przed jego rozpoczęciem. Wymieniamy co się udało, oraz co poszło źle. To umożliwia odkrywanie niebezpieczeństw.
– Małe kroki. To dośc oczywiste — każdego słonia trzeba jeść po po kawałku. Próbować i testować. Postęp jaki się uzyskuje zamykając małe etapy jest motywujący. Wszystkie wymienione tu przepisy lepiej działają w krótkich iteracjach.
To warunki, które mogą wpłynąć na pracę zespołów w średnich i dużych organizacjach. Pewnie inaczej jest w start-upach na wczesnym etapie rozwoju. Praca indywidualna to odbrębny temat. Dla wszystkich, jest jedna wspólna reguła: ćwiczyć. Całe czytanie mądrości w internecie (choćby takich jak ten wpis) nie ma bez stosowania ich w praktyce większego sensu.
Wszyscy czytają to samo, sukcesy odnosi niewielu.