Wkrótce artykuły do przeczytania będzie nam dobierać osobista sztuczna inteligencja. Odrobi za nas klikanie proponując optymalny w danym momencie zestaw treści. Nie musi należeć do żadnej z dużych firm, które obecnie dominują na rynku. Może tak być szybciej niż nam się wydaje.
W tej branży prawie wszystko jest inne niż wyglądało, że będzie. Dziś prawie nikt nie płaci za czytanie wiadomości, a dla blisko połowy ludzi ich źródłem jest Facebook*. Statystyka, w którą np. wierzą niektórzy przedstawiciele FB sugeruje, że wkrótce newsów też nie będzie, tylko samo wideo. Skupmy się jednak na staromodnych treściach złożonych z liter. Długo jeszcze będzie na nie cała masa chętnych. Z ankiet wynika, że ludzie wprawdzie chętnie oddaliby dobór wiadomości w ręce robotów (czy też np. maszyn…), ale lepiej by się czuli, gdyby sterował nimi człowiek.
Dobór treści to tylko jeden z ciekawych styków AI i mediów. Czekają nas też roboty piszące wiadomości (nie warto iśc na studia dziennikarskie) i automatyczne tłumaczenia. W efekcie każda napisana wiadomość (w sensie newsa), w dowolnym języku, będzie dostępna dla każdego (nieunikninone, nie warto iść na studia dziennikarskie, nie wiadomo czy warto się uczyć języków). Przemyślenie niniejsze jest efektem pobrania sporej dawki artykułów o AI. Jej relacja z treściami zaczęła się od refleksji, że to co działa dziś w sumie nie ma większego sensu i zmierza donikąd.
Coraz częściej wizyty na stronach wydawców dowolnego rozmiaru przypominają płacenie na stacji benzynowej. Może kawę, mycie, paróweczkę, ma pan naszą kartę, zero formalności? Przykład: jeszcze kilka lat temu nikt nie przejmował się newsletterami i subskrypcjami, teraz ruszysz myszą w stronę paska przeglądarki i wyskakuje warstwa zachęcająca do zapisu. Nawet jeśli już się zapisaliśmy…
Będzie gorzej. Złe skuteczne rzeczy szybko się przyjmują. Twórcy stron szybko się uczą, a te rzeczy po prostu działają. Przekładają się na wzrost ważnych wskaźników. Twojej frustracji użytkowniku w tych wskaźnikach nie widać. Możesz być jednym z milionów, którzy nie reagują, a liczą się tysiące, które coś robią. To wczesna faza rozwoju takich rozwiązań. Są prymitywne, oparte na wielkich liczbach, przy których nawet mała skuteczność procentowa oznacza sensowny wynik. Oglądam na Instagramie reklamę Economista. Lubię Economista, ale ta reklama nie wie, że nie mam zamiaru go w tej formie kupić. Nie mam jak jej powiedzieć „dzięki, za dużo mam treści za darmo”. Widziałbym ją nawet, gdybym już kupił.
Nie ma co narzekać, mamy coraz większy wybór! Dla kogoś, kto umie korzystać, dzisiejszy świat dostępu do informacji jest rajem. Możemy tego nie doceniać, urodzeni po 1990 tego nie zrozumieją, ale to jest po prostu niesamowite. Kiedyś ktoś ciekawy świata mógł o czymś takim marzyć. Kupowało się encyklopedie, np. muzyki, z wpisami o wykonawcach i zespołach. Serio. Służę zdjęciami, gdyby ktoś nie wierzył. Dziś mamy Allmusic, Wikipedię i Discogs. Można przyswoić podstawową wiedzę z dowolnej dziedziny rzeczy w ciągu tygodnia. Sam z tego korzystam, ale wszystkie metody pozyskiwania treści, które wypracowałem, ilościowe i jakościowe są w jakiś sposób powtarzalne. Śledzę niewiele dobrze dobranych źródeł. Skanuję je pod kątem ściśle określonych tematów. Część rzeczy przyswajam, większość odrzucam, wybrane odkładam na przyszłość..
W kółko w ten sam sposób.
Jeśli coś jest powtarzalne, należy to zaprogramować. Jednak zadanie jest dośc złożone i wymaga uczenia się. Jego kluczowy element to ocena, czy coś będzie dla mnie rzeczywiście ciekawe. To nie nadaje się sie do prostego przełożenia na algorytm i między innymi dlatego dzisiejsze systemy rekomendacji są tak beznadziejne. (Tu nie chodzi o wyzwanie pt. „inne skandynawskie kryminały”). Zadanie wydaje się nadawać świetnie dla sztucznej inteligencji. Nie widzę powodów, by za 10 może 5 lat ona tego całego zadania nie robiła lepiej ode mnie, za mnie i dla mnie. Sam ją przy tym nauczę jak niewiele potrzebuję newsów, kiedy podsunąć mi przegląd dekoltów z Plotka oraz jakie tematy w najbliższym czasie mnie będą interesować. Pewnie to jakieś „stare” myslenie, w końcu dlaczego nie zapytać „daj mi 5 pogłębionych materiałów z róznych źródeł na temat ….”.
Tak będzie, bo to w interesie użytkownika – nie powinno być tak, jak jest dziś (stacja benzynowa). Chodzi o nasz czas. Bardzo optymistycznie podchodzę do tego, kto będzie kontrolował ową AI. Dziś najchętniej Facebook przejąłby tę rolę – w końcu tam siedzimy (siedzicie) i to on podsuwa nam materiały. Robi to tak, byśmy jak najczęściej do niego wracali – i to jest w jego interesie a nie naszym. Dlaczego to nie musi być FB albo któryś z dzisiejszych dużych „gatekeeperów”? Ponieważ ceny rozwiązań, mocy obliczeniowej i opartych o nie usług są coraz niższe, a możliwości technologii coraz większe. Na wszystko jest aplikacja, będzie i na to. Nasza osobista, korzystająca z inteligentnej mocy obliczeniowej dostępnej jak prąd.
Wyjątkowo mocno muszę tym razem podkreślić, że na tym blogu piszę w imieniu własnym a nie pracodawcy.
Gdyby ktoś chciał poszperać polecam Digital News Report.