Jest praca dla nas i będzie

Seth Godin uznał, że „menedżer społeczności” to zawód przyszłości. Dosyć sensownie opisał to, czym zajmujemy się od ponad 5 lat: It would help if that person understood technology, at least well enough to know what it could do. They would need to be able to write [..] They have to be able to balance huge amounts of inbound correspondence without making people feel left out, and they have to be able to walk the fine line between rejecting trolls and alienating the good guys..
Na dodatek w naszym przypadku – w dużym stopniu mamy wpływ na kształt aplikacji, które obsługujemy. W zangielszczałej nomenklaturze pracowej byłby to jakiś potworny online community projects manager…
To trudna praca, bo z jednej strony wciąga i angażuje – wręcz osobiście, bo tworzysz w niej relacje z ludźmi, którzy piszą co o Tobie myślą, co czasem nie jest łatwe. Z drugiej – granica między pracą a zabawą jest dosyć cienka, co może być przyjemne ale też może powodować, że pracujesz o 8.00, 18.00 i 23.00 tego samego dnia – wystarczy, że wejdziesz na serwis, którym się zajmujesz. Trudno jednak przecenić satysfakcję, którą daje – zwłaszcza jeżeli udaje się ograniczyć wpływy korporacyjnego klimatu w korporacji 😉 A się udaje.
Ale jeśli jesteś ciekawy świata, lubisz internet, lubisz pracować, zależy Ci (czyli nigdy nie wisi) + chciałbyś się tego nauczyć – napisz do mnie maila. Ostatnio mam wrażenie, ze zatrudniamy bez przerwy ale liczba miejsc jest ograniczona.

Update: w godzinę po napisaniu tego postu miałem kilka sensownych maili. Potwierdzam, zatrudniamy, skontaktujemy się z wami w najbliższych tygodniach.

Zły czas na wyjście i podejmowanie decyzji

Czytam wywiad Kawasakiego z Sethem Godinem i przy cytacie „Decisions made during great pain are rarely good decisions” przypomina mi się coś, co powiedział kiedyś Bruce Sterling. Była to lekcja jaką dali mu opozycjoniści z Europy Środkowej (ciekawe jak to rzeczy zataczają krąg): Nigdy nie podejmuj decyzji pod wpływem strachu.

Najgorsza nazwa jaką możecie sobie wyobrazić

Przy projektowaniu warto mieć coś takiego jak „worst case scenario” (BTW – Deus – polecam). Taki przypadek, gdy będąca elementem strony/projektu nazwa przyjmie najgorszą z możliwych wersji – bo ktoś taką sobie wymyślił. Przy adresie bloga może to być „amyludziedwudziestegowieku….” (był taki, gdzieś mi zginął) a przy nazwach zespołów rockowych np. …And You Will Know Us by the Trail of Dead (zresztą polecam).

Ten twór jest problemem w zwykłym sklepie, ale malując cokolwiek związanego z muzyką warto sobie wyobrazić, co będzie, gdy się pojawi na stronach (te trzy kropki..) – napisał z nienacka w nocy Tebe. Dobranoc.

Niezwykle przyjemna sytuacja

Staraniem Olsa (z drobną pomocą przyjaciół), przy znakomitej frekwencji, Spotkanie miało miejsce. To bardzo fajnie zobaczyć tych wszystkich ludzi, dla których się pracuje. Jeszcze fajniej – usłyszeć „dziękuję”. Nie wiem już kto mi to powiedział, ale to taki moment, w którym myśli „udało się” i „było warto” naprawdę mają sens. Żadne PBI tego nie da.
No i fajnie jest, gdy okazuje się, że to co robisz, naprawdę daje ludziom przyjemność.
Dzięki, że jesteście, będziemy się starać jeszcze bardziej.

Tak się zaczęło. Cały autobus mieliśmy
Autoblox

A Tak się skończyło. Nowy Świat:
The Powrót

Przynajmniej dla mnie, bo niektórzy wracali w świetle dnia.
Masa zdjęć jest w różnych miejscach, więc ja tylko dwa 😉