Mam takie zawodowe hobby: lubię w produktach oglądać efekty pracy „projektantów UX”. Bawi mnie to wielce, nawet w czasie wolnym. Pracuję z UXami, zajmuję się produktami i wszystko to jakoś ładnie się spina. Oglądam coś w sieci i wtedy kojarzę teorię albo przykłady z blogów czy „UX Magazine”, na których opierali się twórcy. (Designerzy, zwłaszcza w Google też potrafią dać czadu, ale to inna historia)
Teoria mówi, że użytkownika należy przywitać miłym słowem. Zwrócić się do niego osobiście, wtedy się lepiej poczuje i będzie miał z danym serwisem skojarzenie pozytywne. Sztuka to sensownie zaimplementować, bo ludzie są różni i różnie na komunikaty reagują – zwłaszcza jeśli interfejs wdraża się w różnych kulturach. Inkryminowany przypadek nie jest groźny lecz zabawny. Akurat na tym serwisie jestem non stop. Czekanie na mnie od 23:50 do 8:00 wygląda na patologię. Czy mam się niepokoić, czy kogoś bolało z tęsknoty? Hej, uspokójcie się tam, jestem i nigdzie się nie wybieram. Na dodatek tych dwóch albumów ostatnio słucham dość regularnie. O tej porze dałbym się skusić na kawę, zresztą już się robi…
Oczywiście to nie jest wina specjalisty UX, który chciał dobrze. Jednak działał w pewnej abstrakcji. Wszystko się wali (oczywiście nie tu), gdy rzecz się zaimplementuje i przychodzi rzeczywistość (nawet jeśli wirtualna).
W Allegro jest kawałek interfejsu, w którym podaje się adres. Tam również zaatakowali UX-owcy. Ich działanie wpływa na wrażenie, które mamy przy korzystaniu z formularza, który użytkownika atakuje dość agresywnie. Gdy zaczyna wpisywać tam np. kod pocztowy, juz po pierwszej cyfrze pojawia się ostrzeżenie i na czerwono „krzyczy”, że liczb jest za mało. Powinno to robić, niekoniecznie tak mocno (nic złego się nie stało, to jest tylko ważne) ale dopiero po wyjściu z pola, albo 2-3 sekundach bezczynności. To wydaje się oczywiste. Wiem, ze UXowcy na pewno to dobrze zaprojektowali, spieprzył „informatyk”… To tak działa już ponad rok, od zmian w serwisie. (Nie piszę o Allegro bo go nie lubię, wręcz przeciwnie – duże, ważne, używam i w wielu miejscach sensownie się zmienia).
To, że coś nie działa szczególnie sensownie, choć wymyślone zostało zgodnie z książkami i blogami, nie jest dużym problemem. Ani komunikat w Deezerze, ani nieudolny kawałek Allegro nie wygonią nikogo z serwisu. Nie powodują żadnych zysków, ani większych kosztów. Gorzej, gdy podążanie za podręcznikiem pociąga za sobą spory koszt a nie tworzy żadnej wartości. W książce Lean Startup jest opisany przykład, który to świetnie ilustruje. W Startupie Grockit designerzy zaproponowali i doprowadzili do wdrożenia „lazy registration”, zgodnie z obowiązującą w tym czasie modą. Dzięki niej użytkownicy mogli w pełni korzystać z serwisu zanim zdecydowali się w nim zarejestrować. Ta możliwośc była dość droga w implementacji i co ważne – w utrzymaniu (to zespół działań występujących w czasie, kiedy goście z UX pracują już przy innym serwisie, a Ty produkcie się martw). Autor książki zachęcił zespół Grockita do przeprowadzenia testu na dwóch grupach – korzystającej z tej formy rejestracji oraz zmuszanej w sposób tradycyjny do założenia konta. Okazało się, że to „lazy” nie miało żadnego wpływu na skuteczność pozyskiwania użytkowników i równie dobrze można było tego nie robić.
W każdym fachu mamy poziom „amator” i „specjalista”. Mistrzowie UX to nie są osoby, które przeczytały najwięcej książek. To nie są nawet ci, którzy robią najlepsze makiety i prezentacje. To ci, którzy mają też wystarczająco dużo rozumu i doświadczenia by przewidzieć w praktyce skutki swoich pomysłów. Takie „Michałki” wychodzą dziś dość często, ponieważ jesteśmy na wczesnym etapie rozwoju specjalizacji. To też kolejny dowód na to, jak bardzo praktyka odbiega od teorii. Nie daje mi spokoju zdanie z komentarza do poprzedniego wpisu: w praktyce teoria o od praktyki różni się bardziej niż w teorii…
BTW. Przyszedłem tu, żeby napisać o swojej ulubionej zasadzie Agile, ale Deezer był dziś wyjątkowo inspirujący. Poprawiliśmy znowu interefejs bloxa, dzięki pracy Justyny i ekipy, pisanie w nowej, testowej wersji jest jeszcze przyjemniejsze. Za każdym razem, gdy coś zmienią muszę to przetestować.