Rok temu w marcu zdecydowałem, że raz na 2 tygodnie napiszę na tym blogu coś niekrótkiego. Tym razem nie jest to interesujący wpis. To podsumowanie roku pisania, z którego można się dowiedzieć niewielu ciekawych rzeczy.
Zacząłem 9. marca wpisem o nicnierobieniu. Od tego czasu w każdy piątek, z dokładnością do poniedziałku coś publikuję. Nie ogłaszałem tego publicznie, swoje cele najlepiej trzymać dla siebie. Inspiracją był podcast, a właściwie jego gość, Seth Godin, który publikuje coś codziennie. Uznałem, że przy obecnym trybie pracy, rytm dwutygodniowy będzie do zrobienia. Przy okazji pozwolić poukładać zgromadzoną wiedzę na różne tematy. Jak mówią, żeby się czegoś nauczyć, trzeba napisać o tym książkę.
Udało się zachować regularność, mimo urlopów, świąt i podobnych. Czasem musiałem zrobić 2 rzeczy w krótszym czasie (nie pisałem na urlopach). Czasem pisałem bardzo krótko, czasem oportunistycznie wykorzystywałem to, nad czym i tak pracowałem – np. prezentacja o OKRach.
Mam zobowiązania zawodowe, które są ważniejsze. Dbam też o czas prywatny. Skąd więc czas na pisanie? Wszyscy mamy tyle samo czasu, różne rzeczy jednak z nim robimy. Zyskałem go m.in. niemal całkowicie odcinając się od Fejsa, o czym już wspominałem. Poza tym w niewielkim stopniu – już od 2-3 lat – śledzę bieżące wiadomości. Jeśli już czytam coś, to po coś. Pytam zanim zacznę i częściej nie zaczynam. Taka dieta uwalnia zaskakująco dużo.
Z drugiej strony – nawyk robi swoje. By coś mieć gotowego w piątek za dwa tygodnie zaczynam dużo wcześniej. Wiem na 2-3 notki do przodu, o czym napiszę. Ledwo opublikuję materiał, przygotowuję draft następnego. A potem już tylko piszę i edytuję. Najwięcej jest tych edycji. Pół godziny co dwa dni daje duży postęp, zwłaszcza jeśli dotyczy rzeczy, którymi i tak się zajmuję. Nie pisząc mogę w końcu trochę myśleć o tym co napiszę.
Zdecydowałem się nie zajmować dystrybucją. Wrzucam tylko linki do wpisów na Twittera i LinkedIn. Lepiej działał LinkedIn, po redesignie jednak przestał. Nie ma mnie na Facebooku i pisząc o tym konsekwentnie wyłączyłem wszystkie zachęty do sharowania. To oznaczało „socialistyczne harakiri”. Liczba sharów spadła jak z przepaści.
Popularność wpisów najczęściej wynikała z tego, że ktoś wrzucał je na fejsa właśnie. Jak łatwo policzyć powstało 26 wpisów. Na trzy zwrócę uwagę:
Najbardziej popularnym okazał się taki, który w zasadzie był przeze mnie zapomniany: Inwestujcie w zespoły a nie produkty. Miałem poczucie, że to jest coś tak oczywistego, że dawno to już napisałem.
Ważnym był cykl o OKRach, którego eksplorację najlepiej zacząć od tego z prezentacją (link dużo wyżej).
Istotnym, choć w niszy, echem odbił się dwuczęściowy wpis o roli sponsora w rozwoju produktu. Te echa to są czasem rzeczy, których tylko ja doświadczam. I to te najtrudniejsze do napisania teksty są pod tym względem najlepsze – mimo małej popularności. Ich tworzenie pozwala na przemyślenie i poukładanie tematu i czasem prowadzi do interesujących kontaktów i rozmów.
Zamierzam pisać dalej. Zmieni się tematyka, będzie więcej tematów związanych z zarządzaniem, takich jak OKRy.