Bawi mnie Louis C.K. Jest on jednym z najpopularniejszych obecnie amerykańskich komików. Inni w zasadzie mnie nie bawią, ale to nie dlatego piszę. Ciekawe jest jak LCK pracuje oraz jak prowadzi biznes w internecie.
Jeśli nie znacie Lousa, oto krótka próbka
Ostrzegam, sporo z tego co mówi LCK znajduje się poza powszechnie akceptowaną granicą przyzwoitości. Masa jego występów jest na YouTube. Oglądając je można śledzić proces ewolucji komika, z biegiem lat te żarty są coraz ciekawsze i dojrzalsze. Komik ma taką zasadę, że co roku tworzy całkiem nowy materiał a kawałki, których używał wcześniej, wyrzuca. Nawet, jeśli były dobre. Inni zwykle pozbywają się 20-30 procent materiału, wychodząc z założenia, że publiczność chce też usłyszeć rzeczy znane.
O tym jak Louis do tego dochodził mówił wywiadzie dla magazynu Rolling Stone w kwietniu 2013 roku. Jestem fanem takich „produkcyjniaków” opisujących jak powstają produkty i jak pracują twórcy. Zawsze można się czegoś nauczyć.
By móc się skupić LCK pracuje np. na komputerze bez dostępu do internetu.
I have one computer that has no ability to get on the Internet. Because the ability to just move your finger less than a millimeter and be looking straight into someone’s pussy or at the new Porsche, or a whole movie – To Kill a Mockingbird, let’s just sit here and watch the whole thing! – it’s too much.
Twierdzi, że do rozwoju swojej twórczości potrzebuje porażek.
Ludzie, którzy chcą się czuć jak gwiazdy i odnosić sukces za każdym razem nigdy nie będą się poprawiać.
Ciekawe jest jak komik prowadzi swój biznes w internecie. Nie jest gigantem socialu czy marketingu bezpośredniego (no może jest, ale dość pasywnie). Ma stronę. Nie spodziewałem się po niej niczego dobrego – większość stron artystów, zespołów i tworców to przeprojektowany szajs, przewaga ozdób nad treścią. Tymczasem mamy tu prostą czytelną i przemyślaną strategię i dosc postępowy model działania. Komik sprzedaje swoje występy w postaci plików i prowadzi liste mailingową z informacjami o nowych produktach i występach. Pliki nie mają żadnych ograniczeń i blokad DRM-owych. Za 5 dolarów uzyskujesz dostęp do wybranego występu i możesz ściągnąć kilka jego wersji (sprawdziłem).
Jak LCK „walczy” z piractwem? Ceną oraz prostym, otwartym przekazem.
Please bear in mind that I am not a company or a corporation. I’m just some guy. I paid for the production and posting of this video with my own money. [….] I can’t stop you from torrenting; all I can do is politely ask you to pay your five little dollars, enjoy the show, and let other people find it in the same way.
Rzućcie okiem na strony – to naprawdę dobra robota. By coś kupisz, podajesz email, płacisz i możesz ściągać. Dane do logowania przychodza mailem.
O tym, jak podejmował decyzje o kształcie strony (czyli w zasadzie ją projektował), Louis mówi w wywiadzie [link do YT, o sajcie jest ok. 59 minuty] dla Howarda Sterna: „Pozbyłem się wszystkich rzeczy, których nie lubiłem w oglądaniu wideo w internecie”.
Sam wyprodukował swoje programy i choć słyszał że nie ma rynku na nie, wystawił je na stronie zachęcając ludzi do kupowania. W tydzień sprzedał za milion dolarów. Przy okazji zebrał listy mailowe do fanów. „Mój webmaster mówił mi, żeby ustawić pole na „tak”, bo zawsze jest tak, ale wybrałem nie”. Komisja Europejska byłaby zachwycona – przy okazji nie ma tu żadnego opt-inu, a element pozwalający na subskrybcję newslettera z ofertami jest przeuroczy.
Dzięki temu newsletterowi i bezpośredniej komunikacji z fanami udaje mu się regularnie, bez reklam zapełniać hale na corocznych trasach. Co więcej, bilety sprzedaje bezpośrednio omijając Ticketmastera, firmę, która dominuje na rynku w USA w tej branży. Da się? Da się.
To świetny przykład, na dodatek nieźle ilustruje to, co Steve Albini – jeszcze jeden buntownik – mówił w świetnym wystąpieniu o tym, jak internet rozwiązał problem z muzyką.