Pomysł

Wygląda na to, że Marcin wypalił mi część pomysłu na notkę. Ale to nic.
W różnych CV i profilach (np. na GL) co chwilę ktoś się chwali:
Że jest kreatywny
Co chwila ma nowe pomysły
Codziennie wymyśla coś nowego

Tymczasem naprawdę, liczy się TYLKO realizacja.
Zgadzają się z tym:
– Zalinkowany wyżej wpis.
– Doradcy z E&Y, którzy kiedyś przedstawili mi bardzo fajną maksymę „w każdej organizacji jest więcej pomysłów niż możliwości ich realizacji”.
– Ram Charan w książce Realizacja, mówi, strategia nie jest strategią jeśli nie zawiera realizacji. Wyguglajcie sobie choćby polski fragment pdf.

Sam jestem otoczony przez ludzi z pomysłami. Czasem boli.

Właściwie to tytuł powinien brzmieć „realizacja”. No i jest jeszcze utrzymanie. Też może boleć, zwłaszcza, gdy użytkownicy zaczynają się liczyć w setkach tysięcy.

Times redesign

Powstaje pewien standard. Jeśli po redesignie różne serwisy dochodzą coraz częściej do czegoś podobnego, to chyba nie można tego inaczej nazwać. Teraz Times, ten brytyjski.

Przy okazji taki ciekawy detal – błąd. Mam na liście „składników użyteczności” taką regułę: jeśli coś linkuje, to wszystkie identyczne elementy też powinny. Nielink nie powinien wyglądać jak link.

Tu – w tak istotnym elemencie jak ścieżka – ta zasada jest złamana. Co ważne, okazja jest wybitnie „użytecznościowa” – pierwsze słowo ścieżki to „Where am I?”. Identyczna reszta linkuje (nawet na głównej stronie, na której klikanie w dwa różne elementy nic nie daje). Aż boli.

Sens życia z RSS

Jesteśmy wszyscy przesubskrybowani. Nie mówcie, że nie.
Na SXSW usłyszałem kiedyś, że lepiej tak, niż być „niedosubskrybowanym” (ależ kalkuję).
Wątek pojawił się na wtorkowej konferencji, gdzie ludzie mówili, że nie nadążają z czytaniem np. Netto. Dlatego 3 słowa o modelu, który sobie wypracowałem.
Używam dwóch narzędzi. Jest to efekt raczej dobrej interakcji z nimi i lenistwa niż jakiegoś świadomego wyboru po testach. W Bloglines mam takie subskrypcje, na których mi na tyle zależy, że nie chcę nic przegapić. Mam tam zapamiętane posty z A List Apart z 2005 roku jeszcze. Z dziwnych powodów wolę tam niż przechowywać w delicjach. Tu jest też kottke i 37 signals.
Inny typ to Netvibes. Tu mam rzeczy, które skanuje i czytam tylko, gdy naprawdę mnie zaciekawią. Tam jest Kawasaki, Marc Cuban, Long Tail i cała masa polskich rzeczy, do których zwykle nie wchodzę.
Ciąglę zastanawiam się nad tym czego by się pozbyć, bo zawsze jestem do tyłu. Ale Netvibes przynajmniej nie rodzi zobowiącania.
Kiedyś używałem czytnika Opery, ale ponieważ pracuję z domu i z Czerskiej, nie było to efektywne. Teraz, m.in. z powodu przyzwyczajenia, bardzo trudno będzie mi się oderwać od tych aplikacji, których używam.
Obserwacja – od pewnego czasu nastąpiła u mnie eksplozja refererów z czytnika Googlowego. To raczej nie jest jedna osoba. Dość dziwne.
Przy okazji – pamiętajcie, że wg wszystkich statystyk, prawie nikt nie używa RSSów. Jesteśmy jakimś dziwnym klanem.

Goldenline

Szacunek. Polski serwis związany z rozwojem zawodowym, który działa: Goldenline.pl. Poużywałem zanim zdecydowałem się to napisać.
Serwis ma sens i udał się z kilku powodów. Jest starannie zrobiony, użyteczny, przejrzysty. Twórcy myśleli i parę rzeczy bardzo fajnie wymyślili. Przykład: dystrybucja grup dyskusyjnych, pomysły z pokazywaniem wybranych, losowych zdjęć na stronach grup czy na stronie głównej (o ile się nie mylę, to się rotuje).
Jedną z większych wartości jest dziś obietnica, jaką daje GL: poznasz tu ciekawych i poważnych ludzi zainteresowanych biznesem. Jeśli coś umiesz, to może znajdziesz pracę albo rozkręcisz z kimś interes.
Żeby nie było samego miodku: ciekaw jestem jak to widzą dalej twórcy. Masa krytyczna już bowiem się chyba zebrała – dziś widziałem profil licealistki. W zasadzie nie mam nic naprzeciwko, ale tak młode kobiety nie leżą w kręgu moich zainteresowań (może kiedyś jako koleżanki syna /end of zgred mode). Licealistki mogą być zabawne, ciekawe są też profile niektórych pań, takich na serio szukających pracy. W dobrym serwisie randkowym by się obroniły. Ale w serwisie o pracy? Te, o których mówię nie szukały pracy tancerek.
Jak tak dalej pójdzie, może być zabawnie. W biznesie swoboda typu MySpace może nie zadziałać.
Spróbowałem trochę brać udział w dyskusjach i jako… hmm swego rodzaju potentat jeśli chodzi o dyskusje, uspokoiłem się. Nie jest to dobre miejsce na wymianę wiedzy i to bez winy dyskutujących. Winna jest aplikacja i więcej nie powiem. Na szczęście nie takie jest chyba zadanie serwisu. Do szukania kontaktów – jeśli coś się nie zepsuje z racji przekroczenia masy – będzie świetny. Z drugiej strony, mimo tej wady – nadal jest w nim co robić, bo w LinkedIn to nuuuuda. Można tam tylko się łączyć, nikt nic nie pisze, nie ma nawet pozorów rozmowy… A jak wiadomo dziś rynki to rozmowy.