R.I.P.
We wrześniu skończyłby 85 lat.
R.I.P.
We wrześniu skończyłby 85 lat.
Przyznam sie do czegoś. Byłem na panelu o usability. Nie podniosłem ręki, gdy prowadzący zapytał, kto testuje użyteczność przed oddaniem strony „na produkcję”. Nie mogę w pełni odpowiedzialnie powiedzieć, że to robimy.
Poza mną w zasadzie wszyscy podnieśli.
Nie pisałbym, gdyby nie następne pytanie, jakie padło: czy słuchacie swoich stron przed oddaniem. Ręce podniosło jakaś jedna 3cia. Ciekawe ilu z czytających ten wpis wogóle wie o co chodzi…
SXSW, powoli zbliżamy się do końca*.
Search rządzi, google itp – sami wiecie (uruchomili właśnie Finance, tak nawiasem).
Gdybym nawet miał wątpliwości, pozbawiła mnie ich prezentacja o Findability, znajdywalności rzeczy, prowadzona prze Petera Morville.
Dla mnie to najbardziej (obok Surowieckiego, który w pewien sposób się powtarzał) treściwa prezentacja z SXSWi.
W świecie Web2.0 (znowu?) i internetu tworzonego przez ludzi, search trochę nam zszedł z oczu. Poza tym jest Google i jak wiadomo trudno z nim walczyć.
Tymczasem. Z jednej strony sercz to potężne narzędzie nawigacji po stronach. Ludzie chwytają się go, gdy tylko nie uda im się wpaść na to, gdzie też autor strony ukrył interesującą ich treść. Strona wyniku wyszukiwania zwykle należy do najcześciej oglądanych stron na serwisach. A mocno jest niedoceniana.
Drugi aspekt, właściwa „znajdywalności”, to to co wie o nas, a raczej naszych treściach „zewnętrze” (ależ zdanie). Zewnętrzne to różne wyszukiwarki, blogi czy jakiekolwiek systemy linkijące. Ważne jest by być ze swoimi treściami tam gdzie się da (kompletnie nieituicyjne dla tradycyjnych wydawców).
Podawany przykład dotyczył akurat amerykańskiego instytutu raka: NCI. Zainteresowani znajdą go, szukając informacji o raku. W przypadku poszukiwania „raka piersi”, nie pojawi im się już na pierwszej stronie Google. A przecież akt szukania jest też procesem uczenia – szukając dowiadujemy się coraz więcej i zadajemy coraz bardziej skomplikowane pytania, szukamy rzeczy w różnych miejscach. Trzeba o tym pamiętać udostępniając swoje treści.
I teraz łącznik z czymś (wreszcie) co jest na czasie. Znacie te wszystkie systemy, w których ludzie tagują rzeczy (flickr, blogfrog, technorati, delicious, magnolia, digg). Wiecie o co chodzi z mądrością tłumów (Surowiecki, masa ludzi w pewnych warunkach podejmuje lepsze decyzje niż pojedynczy specjalista).
Dodajcie te rzeczy do siebie, wyobraźcie sobie wykorzystujące je jakieś mega/meta/google (albo te same google, w końcu do page-ranku dodadzą tag-rank – to już moje) otrzymujecie uniwersalną klasyfikację wszystkiego.
No to sobie pofolgowałem. Nadal nie wiemy co będzie na pierwszym mmiejscu na hasło Hamlet (o tym wkrótce) ale jakiś postęp jest…
Do pewnego, bardzo odległego stopnia, koncept znadywalności rozwinął Bruce Sterling, mówiący na wspominanej już prezentacji o „internecie rzeczy”. Tu poziom futuryzmu jest ciut przesadzony. W internecie rzeczy nie będziemy się musieli przejmować gdzie zostawiliśmy buty. Będzie można za nimi np. zaguglać… No. Chciałem w pierwszym momencie napisać „kluczyki do samochodu”. Tylko jakie kluczyki będziemy mieć? Buty chyba zostaną.
Jednym z ozdobników Findability był cytat z Rumsfelda, nie mogę się powtrzymać:
As we know, There are known knowns.
There are things we know we know.
We also know, There are known unknowns.
That is to say, We know there are some things We do not know.
But there are also unknown unknowns, The ones we don’t know We don’t know.
Za Slate. To taki komentarz do procesu uczenia.
*W jakimś stopniu z wiedzy i kontaktów, które pobrałem w Austin, będę korzystał jeszcze długo długo..
SXSW, notka po konferencji nr 1.
Jednym z najczęściej używanych przez geeków w USA serwisów jest Craigslist, serwis ogłoszeń i forów dyskusyjnych założony przez Craiga Newmarka. Tu wprost kochają tego faceta, więc gdy wszedł na jeden z paneli konferencji przywitały go brawa. Sam Craig to dość niewysoki, okrągły, strasznie sympatyczny człowiek. Nie występował sam, zaprosił Jimmyego Walesa, założyciela Wikipedii, by prowadził rozmowę. Dobór o tyle ciekawy, że oba serwisy są oparte na kulturze zaufania – korzystasz z nich, biorąc za dobrą monetę coś, co robią inni.
Newmark powtarza, że to nie on stworzył serwis, tylko ludzie: „dlatego moja posada to customer service rep and founder„. Większość czasu spędza na pomaganiu użytkownikom i ściganiu „złych ludzi”. To ci, którzy spamują i dezinformują. Jak na każdym tego typu forum i tu konieczna jest pewna porcja cenzury, bez niej strony stałyby się bezużyteczne. Pozytywne jest to, że masa śmiecących nie rośnie tak samo jak popularność stron. – Źli goście to margines – mówi Craig. Uważa, że ludzie w sumie są dobrzy i mają podobne zainteresowania (wszędzie, zwłaszcza jedno jest powszechnie wspólne :-).
Najnowszy projekt Craiga (nic na razie online) ma dotyczyć newsów. Newmark współpracuje przy nim m.in. z Jeffem Jarvisem. Nowe coś ma umożliwiać ludziom ocenianie newsów z różnych źródeł (wielkie media ale i blogi). Na sugestię z publiczności, że dziennikarze w odróżnieniu od piszących w internecie jednak weryfikują swoje wiadomości, Newmark stwierdził, że coraz rzadziej.
W kolejnym z pytań pojawił się wątek chiński. Wales zadeklarował, że Wikipedia nigdy nie zgodzi się na cenzurę w tym kraju (jest blokowana). Newmark przedstawił spojrzenie z innej strony: „może nie wiemy dość o wartościach jakie tam mają. Może, w dłuższej perspektywie, lepszy jest powolny postęp niż taka demonstracja, nie potrafię tego teraz ocenić”.
Później, tego samego dnia, na panelu „Design Eye For The List Guy” webdesignerzy przyglądali się jak skonstruowane są strony Craigslit. Mimo tego, że nie jest to sajt wielkiej urody, spełnia podstawowe funkcje. Na koniec, zaproponowali swoją wersję Craigslista.
Odpowiedzią był aplauz, który trwa w sieci. Trochę mu się dziwię. Ok, środek ma pewną wartość, jest pewna próba stworzenia struktury, wybicia pewnych elementów, schowania innych. Tylko trochę niedokończona. Jako całość, serwis traci charakter i częściowo swoją obecną… przejrzystość.
Przykład: „nazwy” sekcji na marginesach (np. discussion forums) są w dość istotny sposób wizualnie „rozerwane” z sekcjami, które tytułują. Na dodatek wprowadzają zamieszanie (czy Craigslist ma dział „interesujące linki”? Nie, to tylko mała sekcja w nawigacji, którą dla symetrii trzeba było nazwać). Na podstronach autorzy zgubili (zapomnieli) o ścieżkach. Wydały im się zbędne. W zamian za to otrzymaliśmy coś w rodzaju logo i kupę niewykorzystanej przestrzeni na górze.
Równie nietrafione były wysiłki przerobienia strony głównej Google, niedawno dość często linkowane na blogach.
Craig był na sali w czasie sesji o designie ale tak łatwo nie dał się wywołać. Trochę udawał, że go nie ma. Gdy w końcu wyszedł, powiedział, że to interesujące, ale musi zapytać Jima (Buckmastera), który obecnie odpowiada za rozwój serwisu.