Findability: uwaga na wyszukiwarkę

SXSW, powoli zbliżamy się do końca*.

Search rządzi, google itp – sami wiecie (uruchomili właśnie Finance, tak nawiasem).

Gdybym nawet miał wątpliwości, pozbawiła mnie ich prezentacja o Findability, znajdywalności rzeczy, prowadzona prze Petera Morville.

Dla mnie to najbardziej (obok Surowieckiego, który w pewien sposób się powtarzał) treściwa prezentacja z SXSWi.

W świecie Web2.0 (znowu?) i internetu tworzonego przez ludzi, search trochę nam zszedł z oczu. Poza tym jest Google i jak wiadomo trudno z nim walczyć.

Tymczasem. Z jednej strony sercz to potężne narzędzie nawigacji po stronach. Ludzie chwytają się go, gdy tylko nie uda im się wpaść na to, gdzie też autor strony ukrył interesującą ich treść. Strona wyniku wyszukiwania zwykle należy do najcześciej oglądanych stron na serwisach. A mocno jest niedoceniana.

Drugi aspekt, właściwa „znajdywalności”, to to co wie o nas, a raczej naszych treściach „zewnętrze” (ależ zdanie). Zewnętrzne to różne wyszukiwarki, blogi czy jakiekolwiek systemy linkijące. Ważne jest by być ze swoimi treściami tam gdzie się da (kompletnie nieituicyjne dla tradycyjnych wydawców).

Podawany przykład dotyczył akurat amerykańskiego instytutu raka: NCI. Zainteresowani znajdą go, szukając informacji o raku. W przypadku poszukiwania „raka piersi”, nie pojawi im się już na pierwszej stronie Google. A przecież akt szukania jest też procesem uczenia – szukając dowiadujemy się coraz więcej i zadajemy coraz bardziej skomplikowane pytania, szukamy rzeczy w różnych miejscach. Trzeba o tym pamiętać udostępniając swoje treści.

I teraz łącznik z czymś (wreszcie) co jest na czasie. Znacie te wszystkie systemy, w których ludzie tagują rzeczy (flickr, blogfrog, technorati, delicious, magnolia, digg). Wiecie o co chodzi z mądrością tłumów (Surowiecki, masa ludzi w pewnych warunkach podejmuje lepsze decyzje niż pojedynczy specjalista).

Dodajcie te rzeczy do siebie, wyobraźcie sobie wykorzystujące je jakieś mega/meta/google (albo te same google, w końcu do page-ranku dodadzą tag-rank – to już moje) otrzymujecie uniwersalną klasyfikację wszystkiego.

No to sobie pofolgowałem. Nadal nie wiemy co będzie na pierwszym mmiejscu na hasło Hamlet (o tym wkrótce) ale jakiś postęp jest…

Do pewnego, bardzo odległego stopnia, koncept znadywalności rozwinął Bruce Sterling, mówiący na wspominanej już prezentacji o „internecie rzeczy”. Tu poziom futuryzmu jest ciut przesadzony. W internecie rzeczy nie będziemy się musieli przejmować gdzie zostawiliśmy buty. Będzie można za nimi np. zaguglać… No. Chciałem w pierwszym momencie napisać „kluczyki do samochodu”. Tylko jakie kluczyki będziemy mieć? Buty chyba zostaną.

Jednym z ozdobników Findability był cytat z Rumsfelda, nie mogę się powtrzymać:
As we know, There are known knowns.
There are things we know we know.
We also know, There are known unknowns.
That is to say, We know there are some things We do not know.
But there are also unknown unknowns, The ones we don’t know We don’t know.
Za Slate. To taki komentarz do procesu uczenia.

*W jakimś stopniu z wiedzy i kontaktów, które pobrałem w Austin, będę korzystał jeszcze długo długo..