Nowy TripAdvisor

Rzadko kiedy redesign popularnego sajtu mnie tak cieszy. W tym przypadku jest tak z dwóch powodów:

– lubię tę branżę (turystyka), bo jest konkurencyjna i korzystanie z sieci przed wyjazdem naprawdę ma sens (no i fajnie pojeździć)

– bo dobro zwycięża dzięki konkurencji po raz kolejny

TripAdvisor był od lat jednym z najbogatszych w informacje serwisów turystycznych. Nieznośnie jednak ciasno było na jego stronach i na pierwszy rzut oka dość trudno było odróżnić co tu jest ofertą/reklamą a co informacją. Jasne, że informacje można było znaleźć, ale jednak chyba ta ciasnota nie do końca odpowiadała użytkownikom, skoro zmienili. Teraz reklamowe rzeczy są pomarańczowe (no, powiedzmy) a treści otoczone zielonym. Od razu to widać choć dalej ofert jest dużo. Zniknęło wrażenie przytłoczenia. Brawo.

Specyfika jest tu taka, że oferta/reklama w turystyce w dużym stopniu jest informacją, ale teraz o wiele przyjemniej się chodzi po „czystych” treściach.

Klony Amadeusza i cukierek

Szukacie czasem biletów lotniczych? Turystyka jest specyficzną branżą. Pracują w niej chyba wszyscy mistrzowie SEO, którzy nie chcieli robić w branży porno. Dla reszty rynku nic już nie zostało. Google są zaśmiecone ich działalnością i jak już czegoś szukasz, najczęściej trafiasz na śmieci. Od czasu do czasu sprawdzam sobie gdzie i za ile można polecieć. Ostatnio wpisując różne kombinacje słów trafiłem na Skyscanner. Polecam, bo warto.
Dlaczego? Bo nie jest prostym interfejsem do Amadeusza, który każe Ci zgadywać kiedy może być taniej (łatwiej robi się dopiero, gdy już wiesz, czym chcesz polecieć). Pozwala dobrać czas i przede wszystkim – ułatwia znalezienie lotniska, z którego np. najtaniej polecisz do Hiszpanii. Szuka też czarterów biur podróży, a użytecznościowo miejscami rozwiązany jest zachwycająco (no i zatrudnia też specjalistów od SEO bo inaczej się już nie da).

UX w domu i zagrodzie

Dobre User Experience nie ma dużego związku z sukcesem w biznesie.
Pewien poziom jest potrzebny ale UX totalne, tzn. dopracowane do ostatniego szczegółu – nie.

Choć jestem zwolennikiem użyteczności i pracy nad „doświadczeniem użytkownika” – uważam, że należy się zajmować nią do pewnego momentu, gdy jest „wystarczająco dobra”. Wystarczająco – wystarczy.

Jeśli już wogóle zaczniemy się zajmować tematem i sprawimy, że nasz sajt jest kompletny i przyzwoicie rozmawia z użytkownikiem, sporo zyskamy. Superaudyt jest niepotrzebny bo zawsze jakiś spec znajdzie dziurę, czasem nawet nie wiedząc po co coś jest.

Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu, ale do napisania tego postu prowokuje mnie prezentacja Szymona Błaszczyka, którą widziałem na ostatniej Auli. Szymon jest specyficznym mówcą: wkłada tak dużo pasji w swoje wystąpienia, że dla sceptyka jego osobowość może przesłonić przekaz. Co nie koniecznie musi oznaczać dobre UX prezentacji… Komuś, kto wierzy, że mówi o rzeczach istotnych, ta wiara zostanie. Czy kogokolwiek przekona, nie wiem – mam nadzieję, że tak, bo widać, że zna się na rzeczy.

Nie piszę tego dlatego, że na wspomnianej prezentacji dostało się m.in. Bloksowi. To bardzo fajnie być przykładem i to jeszcze np. w towarzystwie choćby DHL. Piszę dlatego, że zestawienie stron, które zawierały wg prezentującego rozwiązania kompletnie idiotyczne, z ich pozycją rynkową daje sporo do myślenia. Beznadziejne są elementy Blox* (mocna druga pozycja wśród polskich blogów), DHL (poguglajcie sobie) i Home.pl (no cóż). Czy poprawienie błędów dałoby im +5 pkt proc. w przychodach, udziałach w rynku itp. Czy ktoś to potrafi zagwarantować? Jeśli nie, to jaki tu jest ROI?

Flickr, który jest już ikoną sukcesu społecznościowego jeszcze rok temu przez jego twórców określany był jako użytecznościowy „mess”. Trochę w nim poprawili ale też czasem trudno coś znaleźć. I dalej jest szaleńczo popularny.
Co więcej czasem totalna użyteczność… utrudnia sukces. Bariery wejścia, powodujące, że w serwisie społecznościowym nie każdy potrafi coś zrobić, powodują, że – przepraszam – tworzą go w mniejszym stopniu idioci. Co skutkuje tym, że jest ciakawszy…

Jest jeszcze jedna teoria, moja własna (niestety): jak ktoś chce się napić, to flaszka się znajdzie. Interesująca oferta np. w sklepie internetowym spowoduje, że nawet gdy jego twórca prawie mi to uniemożliwił, znajdę sposób by złożyć zamówienie.

Co nie znaczy, że to jak sklepy są zrobione nie ma wpływu na sprzedaż.
* w Blox przykładem zła był zaawansowany edytor