Bezcenne dane osobowe?

Pewien wątek przewija się w popularnych ostatnio dyskusjach o różnych klasach i Goldenlinach. Warto go wybić, ponieważ chodzi o nasze nazwiska.
W ciągu ostatnich 2 lat coś się zmieniło w temacie tożsamości w sieci. Dawniej prawie każdy ograniczał swoją obecność w sieci do nicka. To ułatwiało pisanie do innych per „Ty bucu” i mówienie tego, co się rzeczywiście myśli. Wyjątkiem był Usenet, ale tam zaglądają nieliczni – pisać tylko tam, to tak, jakby się ukrywać (no i tam nie przeszkadzało to w pisaniu per „Ty bucu”).
To się skończyło. Ludzie piszą o tym co robią, co myślą, a nawet jak „to” robią (sprawdźcie sobie na Goldenline grupy o seksie), pod swoimi nazwiskami. W większości przypadków, wygląda na to, że prawdziwymi.
Pewien bardzo popularny serwis (wolę nie wyskakiwać w googlach na jego nazwę, Goldenline mi wystarczy) już wkrótce pozwoli zrekonstruować historię dowolnej osoby, od szkoły podstawowej. Tam dla każdego podawanie nazwisk jest naturalne, w końcu znamy się wszyscy od dziecka…
To wszystko – teoretycznie – dane osobowe, prawem chronione. Wygląda na to, że ludzie niespecjalnie je cenią.
Albo wręcz nie cenią ich wcale.
Albo nigdy o tym nie pomyśleli.
Może pełnia jawności to sytuacja, w której tajność traci jakiekolwiek znaczenie?
Mam w tym swoje 3 grosze, bo tzw. magisterkę pisałem „z ochrony danych osobowych”. Słynna ustawa wtedy powstawała. Nie przyszło by mi do głowy, że tak się to skończy.
Dziś zatrudniając nowych ludzi mogę się o nich dowiedzieć naprawdę za dużo. Z jednej strony to dobrze z drugiej – niekoniecznie jest to prawdziwy obraz.
Jeden z ostatnich tekstów dziennikarskich (koniec lat 90.) jakie napisałem był o tym, ile można dowiedzieć się o człowieku na podstawie śladów, które zostawia w sieci. Upatrzyłem sobie ofiarę i wyaltavistowałem o niej tyle ile się da. Jedyny trick jaki zastosowałem polegał na wyborze – to była osoba, która „się udzielała”. Czytelnicy byli zdumieni, redaktorzy pytali czy nie ściemniam, a tekst jest aktualny jak nigdy. Tylko bohaterowie przestali się tym przejmować…
I jeśli to rzeczywiście skończy się tak, że w sieci wszyscy jesteśmy imieniem nazwiskiem i adresem, to może całą tę sprawę z tożsamością typu Open ID trzeba trochę przemyśleć.
Nie mam odpowiedzi, obserwuję zmianę, która inspiruje mnie do pytań.