Czytam znakomitą książkę o prowadzeniu biznesu: Great by Choice. Autorzy opisują cechy wspólne twórców firm, które osiągają stabilny wzrost. Rzecz jest logiczna, świetnie udokumentowana i bardzo dobrze napisana. Raczej jest to opowieść niż biznesowa nuda. Nie ma przy tym lania wody – polecam.
Jednym z czynników, które zidentyfikowali autorzy jest „produktywna paranoja”. Okazuje się, że najlepsi, bez względu na to jak dobrze rzeczy się mają, myślą o tym co może pójśc źle. Przytaczana jest historia memo, które Bill Gates napisał w 1991 roku. Wyciekło ono z Microsoftu i spowodowało spadek kursu jego akcji o 11 procent. Mówiło o tym, jak niebezpieczna jest przyszłość firmy i jakie zagrożenia na nią czekają. Żadna z opisywanych katastrof nie nastąpiła – takie po prostu było podejście Gatesa, który zawsze wyobrażał sobie co się może stać złego.
Ma to sporo wspólnego z budowaniem produktów i zarządzaniem projektami. Rzadko kiedy przejawiamy objawy produktywnej paranoi. Optymistycznie szacujemy czas, jaki zajmą nam różne rzeczy. Zakładamy, że wszystko się uda. Gdy ktoś obiecuje nam coś zrobić przyjmujemy to za dobrą monetę, nie pytając, co daje mu pewność, że rzeczywiście wyrobi się w terminie. Ślepo wierzymy, że wystarczy coś komuś opisać a on wykona to w najlepszy z możliwych sposobów. Potem dajemy się zaskakiwać rzeczywistości.
Jedną z metod, którą można stosować by tego uniknąć jest pre-mortem. Zaczynając projekt trzeba spróbować.. podsumować go. Wyobrazić sobie, że się nie udał, znaleźć przyczyny klęski by potem spróbować ich uniknać. To alternatywny sposób ustalania odpowiedzi na pytanie „co może pójść źle”. To wielka sztuka postawić się w tej sytuacji i rzeczywiście znaleźć możliwe scenariusze porażki. Warto jednak próbować.