Nowy TripAdvisor

Rzadko kiedy redesign popularnego sajtu mnie tak cieszy. W tym przypadku jest tak z dwóch powodów:

– lubię tę branżę (turystyka), bo jest konkurencyjna i korzystanie z sieci przed wyjazdem naprawdę ma sens (no i fajnie pojeździć)

– bo dobro zwycięża dzięki konkurencji po raz kolejny

TripAdvisor był od lat jednym z najbogatszych w informacje serwisów turystycznych. Nieznośnie jednak ciasno było na jego stronach i na pierwszy rzut oka dość trudno było odróżnić co tu jest ofertą/reklamą a co informacją. Jasne, że informacje można było znaleźć, ale jednak chyba ta ciasnota nie do końca odpowiadała użytkownikom, skoro zmienili. Teraz reklamowe rzeczy są pomarańczowe (no, powiedzmy) a treści otoczone zielonym. Od razu to widać choć dalej ofert jest dużo. Zniknęło wrażenie przytłoczenia. Brawo.

Specyfika jest tu taka, że oferta/reklama w turystyce w dużym stopniu jest informacją, ale teraz o wiele przyjemniej się chodzi po „czystych” treściach.

Bezcenne dane osobowe?

Pewien wątek przewija się w popularnych ostatnio dyskusjach o różnych klasach i Goldenlinach. Warto go wybić, ponieważ chodzi o nasze nazwiska.
W ciągu ostatnich 2 lat coś się zmieniło w temacie tożsamości w sieci. Dawniej prawie każdy ograniczał swoją obecność w sieci do nicka. To ułatwiało pisanie do innych per „Ty bucu” i mówienie tego, co się rzeczywiście myśli. Wyjątkiem był Usenet, ale tam zaglądają nieliczni – pisać tylko tam, to tak, jakby się ukrywać (no i tam nie przeszkadzało to w pisaniu per „Ty bucu”).
To się skończyło. Ludzie piszą o tym co robią, co myślą, a nawet jak „to” robią (sprawdźcie sobie na Goldenline grupy o seksie), pod swoimi nazwiskami. W większości przypadków, wygląda na to, że prawdziwymi.
Pewien bardzo popularny serwis (wolę nie wyskakiwać w googlach na jego nazwę, Goldenline mi wystarczy) już wkrótce pozwoli zrekonstruować historię dowolnej osoby, od szkoły podstawowej. Tam dla każdego podawanie nazwisk jest naturalne, w końcu znamy się wszyscy od dziecka…
To wszystko – teoretycznie – dane osobowe, prawem chronione. Wygląda na to, że ludzie niespecjalnie je cenią.
Albo wręcz nie cenią ich wcale.
Albo nigdy o tym nie pomyśleli.
Może pełnia jawności to sytuacja, w której tajność traci jakiekolwiek znaczenie?
Mam w tym swoje 3 grosze, bo tzw. magisterkę pisałem „z ochrony danych osobowych”. Słynna ustawa wtedy powstawała. Nie przyszło by mi do głowy, że tak się to skończy.
Dziś zatrudniając nowych ludzi mogę się o nich dowiedzieć naprawdę za dużo. Z jednej strony to dobrze z drugiej – niekoniecznie jest to prawdziwy obraz.
Jeden z ostatnich tekstów dziennikarskich (koniec lat 90.) jakie napisałem był o tym, ile można dowiedzieć się o człowieku na podstawie śladów, które zostawia w sieci. Upatrzyłem sobie ofiarę i wyaltavistowałem o niej tyle ile się da. Jedyny trick jaki zastosowałem polegał na wyborze – to była osoba, która „się udzielała”. Czytelnicy byli zdumieni, redaktorzy pytali czy nie ściemniam, a tekst jest aktualny jak nigdy. Tylko bohaterowie przestali się tym przejmować…
I jeśli to rzeczywiście skończy się tak, że w sieci wszyscy jesteśmy imieniem nazwiskiem i adresem, to może całą tę sprawę z tożsamością typu Open ID trzeba trochę przemyśleć.
Nie mam odpowiedzi, obserwuję zmianę, która inspiruje mnie do pytań.

Co masz w bibliotece?

Zostało mi najwyżej 500 książek do końca życia. To optymistyczne założenie, mówiące, że co roku przeczytam 10 i będę aktywnie czytał do 70. Książek, które mogą zmienić moje życie jest o wiele mniej. Dlatego dość starannie dobieram lektury, co ułatwia fakt, że samo wybieranie sprawia mi dużą przyjemność.

Książki mają to do siebie, że zmieniają życie zawodowe i osobiste.
Serious leaders who are serious readers build personal libraries dedicated to how to think, not how to compete – przeczytałem w NY Times.

Świetna jest aplikacja z Facebooka (pierwsza sensowna jak dla mnie): Visual Bookshelf napisana przez Reading Social. Idea jest prosta. Mówisz co czytasz lub chcesz, na tej podstawie, dzięki masie informacji od innych czytelników dowiadujesz się, co mogłoby Cię jeszcze zainteresować. To oczywiście ma wady – zaczynają się powtarzać tytuły, bo w Amazonie, na którym bazuje serwis, dostępne są różne wydania książek.

Jako serwis do rekomendacji dużo lepiej sprawdza się Library Thing. Nie wciąga tak szybko, ale spróbujcie.
Kolejna rzecz, to listy lektur (szkolne wkurzały, te są pasjonujące).
Biznesowe w Personal MBA (nie trzeba wszystkich na dany temat, tu jest dobry wybór).
Lista Peter Merholza z Adaprive Path zainspirowała mnie trochę do rozwinięcia tego wpisu.
Dużo więcej tradycyjnych zestawień znajdziecie w Great Book Lists.

Kolejny element to listy prywatne. U mnie na półce istotne miejsce zajmują:
Absalomie, Absalomie – Faulkner
Sto lat samotności – Marquez
Bracia Karamazow – Dostojewski
Obietnica poranka – Gary
Strzelby, zarazki, maszyny – Diamond (to popularnonaukowa)
Ostatnio dołączyło wznowione u nas właśnie „Źródło” Ayn Rand, które rekomenduje m.in. Marc Cuban.

Ten wybór oczywiście jest chwilowy. Jakie są wasze rekomendacje? Komentarze, tracbacki mile widziane. Na pewno ktoś coś sensownego dzięki temu przeczyta, np. zamiast Kodu Leonarda.

Zmiana roli, zmiana miejsc

Listopad przynosi dość ważną zmianę w tym czym się zajmuję. Całkowicie „oddaję” społeczności: Blox, Forum, Fotoforum itp. to już nie moje zabawki. Równocześnie kończy się mój udzał w zarządzaniu stroną główną portalu.
Zaczynam kierować częścią Gazeta.pl, która nazywa się Centrum Projektowe. W praktyce oznacza to udział w realizacji większości projektów rozwojowych (także społecznościowych w jakimś stopniu), opiekę nad UX, grafiką, search, seo i podobnymi.