Refleksje po FOWA

Spędziłem dwa dni na konferencji Future Of Web Apps w Londynie. Nie jestem wielkim miłośnikiem wyjazdów, na dodatek wiele rzeczy, które tam mówili już kiedyś słyszałem. Jednak warto jechać było, bo wydaje mi się, że wiem już o co w tym wszystkim chodzi, wysłuchałem też jednej naprawdę znakomitej prezentacji.

Nie, nie napiszę o co w tym chodzi tak wprost. Coś muszę zostawić dla siebie 🙂
Po pierwsze: były tłumy. W częsci, w której odbywały się sesje „biznesowe” ludzie siedzieli w przejściu między krzesłami. Może dlatego, że sala dla developerów była 5 razy większa, ale tam też najlepsze miejsca były zajęte. Nie było prostego podziału i wiele osób migrowało. Tematy prezentacji częściowo się powtarzały, a wiele rzeczy słyszałem już na SWSX rok temu (co potwierdza klasę tamtej konferencji).
Kilka mocnych punktów.

Masz społeczność i co dalej?
Sesja małżeństwa Derek Powazek / Heather Champ. On to Fark, ona jest menedżerem społeczności Flickra. On pytał ją. Spróbujcie za tym poguglać, jeśli interesuje was temat. Z ciekawszych wątków o tym, jak zarządzać społecznościami:
:: Oczekuj więcej niż wymaga prawo. Na stronach społecznościowych warto od użytkowników wymagać więcej niż przestrzegania prawa. Reguły dla społeczności lepiej działają, gdy posuwają się dalej (bądź miły, zgodnie z prawem można nie być miłym).
:: Na pewno coś się zepsuje, przyznaj się jeśli spieprzyłeś.
:: Zrób rzeczy ze świata rzeczywistego (np. książkę ze zdjęciami użytkowników), to integruje i motywuje do działania w wirtualnej społeczności.
:: Przekaż oczekiwania wobec tego co powinni robić użytkownicy: napisz jak chcemy i nie chcemy by używali serwisu. To im pomoże. Tu Heather zwróciła uwagę na najlepsze rzeczywiście zdjanie w Community Guidelines Flickra „You know the guy. Don’t be that guy.”.
:: Nie twórz supertrolli, zmniejszaj ich zniszczenia, kontaktuj się z nimi a nie banuj, bo wrócą i będą gorsi.
:: Znaj swoją publiczność.
:: „Embrace chaos” – ciesz się chaosem. To jeden z moich ulubionych. Chaos jest naturalny dla społeczności, nigdy nie wiadomo co z niego wyniknie. Porządek i dyscyplina ograniczają wolność i zabijają kreatywność. No.

Digg i Pownce
W całej masie wystąpień pojawiał się wątek kontaktów z użytkownikami. Także na etapie budowania serwisu – bloguj i reaguj na to co ludzie mówią. Ale nie rób tego czego chcą – tylko to, czego potrzebują. „Nie panikuj, nie reaguj natychmiast na to co piszą”.
Gwiazdą konferencji był Kevin Rose, twórca Digga. On i jego startupy przewijały się co chwilę w programie. Rozczulająco fantastyczna była współpracująca z nim developerka Leah Culver, drobna blondynka, która opowiadała o budowaniu Pownce. Mówiła o dość podstawowych sprawach, takich jak kontrola wersji, iteracje itp. Dwie rzeczy zanotowałem: Do a lot with a little. Cokolwiek masz, staraj się by było to w jak najlepszym stopniu wykorzystane, by użytkownicy dużo z tym robili. Gdy ktoś zapytał czy nie boi się takiego odkrywania kuchni, ujęła mnie swoją odpowiedzią: „wierzę w realizację, tak naprawdę liczy się jak wdrożysz te pomysły”.
Wcześniej przy piwku rozmawiałem z twórcą startupa, który ukrywał przez rok przed wszystkimi co robi. Dziś, gdy już wie ile rzeczy jest do zrobienia i jak wiele zależy od każdego ruchu, opowiada wszystkim, by znaleźć jeszcze jakieś dziury w swojej koncepcji.

Przyszłość jest świetlana
Świetny i syntetyczny był Paul Graham. Odmalował jak zmienia się pejzaż nowych firm w sieci. Dziś (o tym świadczą tłumy na FOWA) już każdy może mieć startupa. Startowanie stało się tanie i uruchomienie firmy internetowej już w zasadzie zależy tylko od odwagi. Starupów będzie coraz więcej. Zmieniają się relacje z inwestorami, do których nie przychodzi się już z prezentacją, tylko z działającym serwisem. Wkrótce przejmowanie startupów przez duże firmy będzie normalną działalnością, taką jak zatrudnianie pracowników. W firmach będzie dyrektor ds. akwizycji (CAO).
Ciekawa teoria o utracie znaczenia wykształcenia. Wynika ono dziś zdaniem Grahama z administracyjnych potrzeb organizacji. Teraz dyplom ukończenia uczelni nie będzie miał znaczenia ale to, co się zrobiło (przynajmniej w naszej branży).

Komodytyzacja IT
Gdybym miał wskazać 1 prezentację dla której warto było pojechać nie wahałbym się: Simon Wardley i „Short on Cycles, Long on Storage”. Nie tylko ze względu na show jaki dał ze swoimi 300 slajdami (nie szoł typu Balmer, ale dowcipny, sensowny przekaz).
Mówił, że istotna część naszego biznesu zamienia się w usługi, które kiedyś będą dostępne jak prąd. Dziś jesteśmy magikami, jak faceci od prądu w 1890. Jutro takie rzeczy jak systemy, pamięci – cała infrastruktura IT będzie dzięki otwartym standardom i przenośności danych powszechna, konkurencyjna i dostępna jak prąd.
Straci swoją strategiczną wartość, nie będzie już przewagą konkurencyjną.
Korzystajcie więc, dopóki jesteście magikami.
Częścią takiego rynku są już np. usługi S3 Amazona, Ning, który pozwala na tworzenie serwisów społecznościowych. Są już nawet serwisy, które dostarczają dla dowolnego sajtu całych komponentów społecznościowych – takie jak Kickapps. To posuwa całe rozumowanie jeszcze dalej, w kierunku standaryzacji takich aplikacji jak blogi czy sieci społeczne.
To pozwoli skupić się na nowych pomysłach tym, którzy dziś tracą czas na „goleniu jaków” czyli organizowaniu łącz, serwerów i innych podstawowych rzeczy.
Wiem, że tu mieszają się dwa tematy – infrastruktura i aplikacje, ale tak naprawdę nie są tak odległe. I jeśli gdzieś jest sedno sprawy, to tutaj.
Możecie zobaczyć jego mowę na stronach O’Reilly, ale żałujcie, że nie widać tam slajdów.

Subtelna różnica w odczuciach

Serwisy, które budujecie, wywołują uczucia. Od „łeee, co to jest”, do „mmmmm”. I nie chodzi tylko o uczucia związane z tym czy sajt jest ładny czy nie. Mówie o stronach zrobionych przyzwoicie. To coś podświadomego, co powoduje, że albo przyjemnie i aktywnie używa się stron, albo stanowią one świat, w którym nie chce się być.

Tebe zwariował? Być może, ale nie jestem w tym sam (poszukajcie „Kano Modeling”, wiecie gdzie). Fajne jest to, że patrząc w skali branży, –prawie nikt– o tym nie wie (znam tylko jedną osobę w pl, która o tym mówi, wszyscy robią wielkie oczy). Faktem jest, że trudno uzasadnia się wydawanie pieniędzy na takie rzeczy.

Piszę o tym, bo w komentarzach pod poprzednim wpisem o Goldenline, nieopatrznie zeznałem, że nie jestem w stanie zarejestrować się w konkurencyjnej „sieci profesjonalnej”. Z tego samego powodu, gdy jakiś serwis poprosił o hasło do innego, żeby coś zaimportować, pierwszą rzeczą jaką pomyślałem było „chyba ocipieli” (co ja mogę, tak pomyślałem). Na Facebooku dopiero po naciśnięciu enter zorientowałem się, żę podałem swoje hasło do Gmaila… Takie są objawy – inaczej się zachowujesz, gdy się dobrze czujesz.

Dlaczego tyle piszę ostatnio? Bo mi się chce, zrobiliśmy Blogfroga i wszystko idzie przyzwoicie. Wnet pewnie znowu wpadnę w jakąś czarną dziurę 🙂

Goldenline jest nudny

Rzuciłem okiem, bo dostałem kolejne zaproszenia. Już prawie wszyscy z mojej firmy tam są (cała masa ludzi, na pewno nie wszyscy). Bardzo duży sukces (jak już pisałem), ale być można wszędzie (choć w każdej następnej sieci coraz mniej się chce).Rozejrzałem się dokładniej i nie widzę w tym życia. Bardzo sensownie wyglądające grupy tematyczne są kompletnie martwe. Dużo obiecują, mało w nich jest.

Martwe są wg kryteriów jakie przyjmujemy w Gazeta.pl – jeśli codziennie nie ma wpisu, to miejsce nie żyje. Na większości moich forów w GL nie było. Oczywiście to niszowe dyskusje. W tych kategoriach – mamy niszowe forum o SAP, które tętni życiem. Dlaczego tak się dzieje? W dużym stopniu taka jest natura i konstrukcja tego serwisu. To duże wyzwanie w społecznościch: tak zrobić, żeby nie powstawały puste miejsca, a jak już cokolwiek powstaje, żeby zawierało życie.

Przy okazji, możecie nie wiedzieć, ale zgadzam się, że cały internet jest martwy i nudny… (ale to w innym sensie). Ad GL – nie robi się grup po to, żeby były martwe, prawda?

Update listopad 2012:

Wiele się zmieniło od publikacji tego wpisu we wrześniu 2007 rok. Dziś już tego tak bym nie napisał. Update robię dlatego, że wpis jest ciągle jedną z najczęściej otwieranych stron blogu. A to przez popularność Goldenline.

Napisałbym inaczej wcale nie dlatego, że Agora zainwestowała w Goldenline. Zrobiła to bo sam serwis (a nie tylko grupy), jest bardzo dobrym produktem z dużym ciągle potencjałem. To samo zadanie pt. zrobić dobre, tętniące życiem grupy na tematy zawodowe jest bardzo trudno z powodzeniem zrealizować. Jakoś łatwiej nam-użytkownikom w ten sposób tracić czas pisząc o seksie, czy o samochodach niż o sprawach zawodowych. Dziś Goldenline stara się – z coraz lepszymi wynikami, zwiększyć czas jaki jego użytkownicy spędzają na jakichkolwiek grupach, nie tylko pisząc na tematy zawodowe.

Trochę wtedy chodziło też o drobną prowokację. Teraz to Facebook jest nudny. Ale ten to już naprawdę jest nudny.

Klony Amadeusza i cukierek

Szukacie czasem biletów lotniczych? Turystyka jest specyficzną branżą. Pracują w niej chyba wszyscy mistrzowie SEO, którzy nie chcieli robić w branży porno. Dla reszty rynku nic już nie zostało. Google są zaśmiecone ich działalnością i jak już czegoś szukasz, najczęściej trafiasz na śmieci. Od czasu do czasu sprawdzam sobie gdzie i za ile można polecieć. Ostatnio wpisując różne kombinacje słów trafiłem na Skyscanner. Polecam, bo warto.
Dlaczego? Bo nie jest prostym interfejsem do Amadeusza, który każe Ci zgadywać kiedy może być taniej (łatwiej robi się dopiero, gdy już wiesz, czym chcesz polecieć). Pozwala dobrać czas i przede wszystkim – ułatwia znalezienie lotniska, z którego np. najtaniej polecisz do Hiszpanii. Szuka też czarterów biur podróży, a użytecznościowo miejscami rozwiązany jest zachwycająco (no i zatrudnia też specjalistów od SEO bo inaczej się już nie da).