Podcasty – od czego zacząć?

Podcasty przeżywają renesans. Stały się jednym z najlepszych sposobów na dobre spędzenie czasu w samochodzie np. w drodze do pracy. Problemem pozostaje tylko wybór. Od czego zacząć, jak się w tym wszystkim znaleźć i dlaczego warto?

Zaskakujące, że polecam podcasty. Zawsze miałem problem z przyswajaniem tekstu w postaci dźwięku. Moja ewolucja zaczęła się od.. spalonego mostu, który wydłużył drogę do pracy. Zacząłem z sensacyjnymi audiobookami. To ułatwia – polecam cokolwiek z cyklu z Jackiem Reacherem na drogę samochodem np. nad morze. Mija znacznie szybciej. Po sensacji przerzuciłem się na literaturę biznesową a kiedyś spróbowałem podcastów… i przepadłem.

Medium nie jest szczególnie nowe czy zaawansowane, ale z jakiegoś powodu rok – dwa temu mocno wzrosła jego popularność. Diagnozę, że stoi za tym dostęp do technologii na odpowiednim poziomie w samochodach + długie dojazdy do pracy znalazłem w NYMag. Wzrost popularności wywołuje rozwój oferty, powstają kolejne podcasty i ich sieci a w efekcie… mamy problem z nadmiarem. Nie ma Googla ani Youtuba dla podcastów, więc by znaleźć coś dla siebie, trzeba próbować. Są w aplikacjach gwiazdki i rekomendacje, ale to trochę jak z filmami – nie wiadomo, który z dwóch naprawdę dobrych przypadnie do gustu akurat Tobie.

Kluczowe są osobowośc autora, sposób prowadzenia konwersacji, interesujący goście i temat. Kontrowersje może budzić długość. Niektórzy mówią „więcej niż 15 minut to za dużo”. Dla mnie dobry podcast mógłby trwać wiecznie. Słucham np. Hardcore History, jestem w trakcie czwartej (czwartej!) części cyklu o pierwszej wojnie światowej. Każda z nich trwa ponad 3 godziny i ani chwili się przy tym nie nudzę. Ten podcast jest akurat wyjątkowy, gdyż słuchamy cały czas jednego faceta. Ale jak on ciekawie mówi! Na start polecam odcinek Prophets of Doom.

Skupiam się na podcastach anglojęzycznych i tematach poza „branżą”. Pierwsze zapewnia kontakt z językiem, drugie poszerza horyzonty. Niewiele dotąd znalazłem rzeczy dobrych, ale w tych, które mi odpowiadają, mam spore archiwa do przesłuchania. Tak jest z podcastem Tima Ferissa, od którego – szczęśliwie – zacząłem. Już pierwszy przesłuchany odcinek – gościem był Seth Godin – zainspirował. Seth pisze coś codziennie na swoim blogu robiąc jeszcze w życiu parę rzeczy. Dlaczego miałbym nie robić tego co 2 tygodnie?

Podcast Tima koncetruje się na procesie kreatywnym i produktywności. Jest w nim sporo ciekawych gości, autor świetnie prowadzi rozmowy. Dobre są powtarzające się pytania o książki, inspiracje, rutyny i sposoby na produktywność. Często jakość zależy od gościa i nie zawsze w sposób, w jaki się spodziewamy. Nie podobał mi się np. odcinek z Peterem Thielem, (inwestor, autor świetnej książki „Zero to One”). Polecam za to rozmowy z Kevinem Kellym (założyciel „Wired”), pisarzem Samem Harrisem, Joshem Waitzkinem (mistrz szachów i brazylijskiego ju-jitsu, po prostu posłuchajcie), ale też z Pavlem Tsatsouline (trener komandosów, pochodzi z Białorusi) i Jocko Willinkiem. Jocko, na litość boską, jest żołnierzem, ale posłuchajcie tego żołnierza…

Jeśli Ferris wam nie odpowiada, warto spróbowć Joe Rogana (też potrafi rozmawiać przez 4 godziny), dobrze się słucha Marca Marona. Zainteresowanym światem finansów i zarządzania polecam podcast Bloomberga Masters in Business, gdzie właśnie gościł profesor Danny Kahneman. Przy okazji – to dobry sposób żeby sprawdzić, który podcast nam odpowiada – wrzucić w google nazwisko człowieka, z którym rozmowy chcemy posłuchać i słowo podcast – ciekawi ludzie przewiają się przez różne audycje.

Produkty i ich warstwy

Produkty są jak cebula, mają warstwy. Niektóre z nich są fundamentalne, celem innych jest wywołać zachwyt. Jak w piramidzie, zaspokajają potrzeby na różnym poziomie. Sztuka to odróżniać te, bez których użytkownik nie może się obejść i identyfikować takie, które go uzależnią.

Spotify, Deezer i Tidal to ciekawe przypadki rozwoju produktów cyfrowych. Na ich przykładzie opisuję czym trzeba się zająć w takim procesie. Wspominałem w poprzednim wpisie jakie znaczenie ma pozyskiwanie użytkowników i zawartość. Pytanie brzmi jak dobry produkt trzeba robić, by różnice w treści nie wpłynęły na decyzje użytkowników o wyborze aplikacji. Czy to w ogóle jest możliwe? Tu zaczyna się rozmowa o jakości.

Nie wiadomo, co to jest jakość. Dla każdego to co innego. Tidal np. oferuje w specjalnym abonamencie muzykę w bezstratnej jakości dźwięku. Robi to, bo chce być kojarzony z jakością. Tej przewagi jednak żaden laik, na normalnym sprzęcie, nie doceni. Choć rozumie to rzadko kto, napiszę: dużą poprawe jakości daje dziś użycie lepszego od zwykłego przetwornika dźwięku po wyprowadzeniu cyfrowego sygnału z komórki czy tabletu, nawet przy zwykłym abonencie. Pliki mają tam wg deklaracji serwisów po 320 kbps. To nie jest mało. Więcej zależy od tego skąd się wzięły niż od tego, jak są wielkie. Koniec niszy. Piszę o tym, bo takie rzeczy rozwiając aplikację muzyczną trzeba przynajmniej rozumieć.

Ten aspekt jest techniczny, ale technologia w tym obszarze ma olbrzymie znaczenie. Z nią związana jest np. szybkość i sposób zachowania aplikacji – na ile jest „responsywna”, jak szybko robi to, o co się ją poprosi. Gdy naciśniemy play lub tapniemy tytuł piosenki – jak szybko zacznie grać. Gdy przechodzimy do playlisty – jak szybko się wyświetli. Gdy wyjmiemy słuchawkę z urządzenia – czy zagra jeszcze, czy się wyłączy. Te rzeczy wpływają na wygodę i postrzeganie jakości, nie każda w równym stopniu, i nie dla każdego.

Powyższe rzeczy mają pewną cechę wspólną – nie zależą wprost od tego jak wygląda interfejs. Widać więc jak dużo produktu jest poza „projektowaniem”. Ostatni element (wyjmowanie słuchawki) jest szczególnie ciekawy. Serwisy muzyczne nie istnieją bez wersji mobilnych. Tu znaczenie ma integracja ze sprzętem i środowiskiem, choćby wyświetlanie treści na zablokowanym ekranie. Zdarzają się w tym obszarze ciekawe innowacje – pytanie dla rozwijających produkt brzmi, które i jak warto obsłużyć gdy się tylko pojawią. Np. Chromecast. Małe urządzenie od Google pozwala na bezprzewodowe podłączenie streamingu do wzmacniacza. Rozwiązuje, za śmieszne pieniądze w porównaniu z dotychczas dostępnymi produktami, kilka istotnych problemów hmm… świadomego słuchacza (niekoniecznie audiofila). Jak poradziły sobie z tym aplikacje? Bardzo różnie – między pierwszą, która to zaadoptowała a ostatnią było ponad 4 miesiące różnicy.

Jak ocenić ważnośc obsługi Chromecasta w porównaniu ze sposobem organizacji playlist? To nie jest jedyny dylemat odpowiedzialnego za taki produkt. Próbując wymienić obszary, których dotyczą:

– Wyszukiwanie (jak szybko działa i jak dobrze podpowiada)

– Organizacja i sposób działania playlist (w tym – jak są wykorzystywane do napędzania aktywności w serwisie)

– Prezentacja treści (jakie informacje są wybite na stronie artysty, ale też uporządkowanie dyskografii)

– Rozwiązania „branżowe” i rozliczeniowe (jak zabezpieczona jest muzyka i jak jest rozliczana)

– Spójność designu na platformach (na ile aplikacja webowa powinna mieć look&feel apki…)

– W tym spójność na poziomie architektury informacji (jak zaprezentowana jest lista albumów, jak przejśc do wyszukiwania)

– Rozwiązania interfejsu użytkownika (jak dodaje się piosenkę do playlisty, skąd i co się po tym dzieje)

– Jak działa odkrywanie muzyki, skąd się biora rekomendacje, jakie są same rekomendacje (to jest duże, fascynujące i relatywnie nowe terytorium)

i to nie jest cała lista.

Kolejność nie jest głęboko przemyślana. Za mało wiem o użytkownikach, żeby to dobrze ułożyć. Mogę sobie coś wyobrażać, ale nie mam danych. Niektóre z tych rzeczy są fundamentalne, a inne są tylko istotne. Na pewne fundamenty, wszyscy powinni się zgodzić. Np. to że muzyka ma grać, gdy się ją włączy. Aspekty produktu tworzą piramidę takich składowych, zupełnie jak u hierachia potrzeb Maslowa. Im bardziej coś oczywiste i fundamentalne, tym niżej na piramidzie ważności się znajduje. Wyżej rzeczy, które mogą zdecydować, że raz pozyskany user, gdy je pozna, nie będzie mógł bez nich żyć…

Produkt to więcej niż interfejs i funkcje

Serwisy muzyczne to dziś jeden z ciekawszych przypadków rozwoju produktów cyfrowych. Dopiero walczą o pozycje na rynku, zmieniają sposób słuchania i poznawania muzyki i są bardzo złożone. Rozkładając je na czynniki pierwsze można zobaczyć, z czego składa się zarządzanie produktem cyfrowym i które rzeczy mają znaczenie.

Spotify, Deezer i Tidal to relatywnie nowe produkty. Deezer wszedł do Polski pod koniec 2011 roku. O takiej usłudze fani muzyki mogli kiedyś tylko marzyć: wszystkie płyty dostępne legalnie w cenie jednej miesięcznie. No, może nie wszystkie, ale i cena mniejsza. W 2012 abonament Deezera premium (dostęp do płyt bez reklam) kosztował 29,99 PLN. Po roku – i wejściu Spotify – staniał do 19,99. Można mieć dostęp taniej „na osobę” jeśli np. skorzysta się z opcji rodzinnej Spotify płacąc 30 zł za połączone konta. Tidal wszedł na rynek w zeszłym roku i zmiany cen nie wywołał. W ramach abonamentu w sieci Play działa natomiast promocja, która daje darmowy dostęp do premium przez dwa lata.

To istotny element strategii produktu: kształtowanie ceny i pozyskiwanie użytkowników. Właściciele Tidala założyli, że opłaca się wydać ponad 500 zł na osobę w imię jej przyszłych opłat. To pokazuje jak cenny dla serwisu jest każdy użytkownik i jak istotna jest promocja czy konwersja –  budowanie rozwiązań, które sprawią, że osoba zrozumie co oferuje serwis i zacznie z niego korzystać. Nie definiują one tego, jak działa produkt, ale wpływają na to, czym budując go się zajmujemy.

Liczba powracających i płacących użytkowników może zdecydować o sukcesie produktu. Aktywni użytkownicy są cenni, bo ich związek z produktem jest trwały. Przyzwyczajają się i nie jest im łatwo zmienić usługę na inną – jeśli czegoś w niej radykalnie nie zepsuje właściciel. W „spotifajach” tworzymy swój świat – mamy tam playlisty, kolekcje muzyki i inne powiązania np. ludzi, których śledzimy. Przyzwyczajamy się do funkcjonalności i sposobów ich działania. 

Surrealistyczna oferta cenowa Tidala jest też po to by dotrzeć do mas ludzi, które nie mają pojęcia, że taka usługa istnieje. Przy nowych produktach zawsze największa jest grupa „nieklientów”, nie używających żadnej z usług danej kategorii. Popytajcie znajomych, którzy słuchają muzyki, ale nie znają rynku produktów internetowych a poza Fejsem czy portalami rzadko gdzieś bywają. Zaskoczy was ilu znajdziecie takich, którym nazwy serwisów muzycznych nic nie mówią.

Zapewniliśmy atrakcyjną cenę, zajęliśmy się konwersją, pora na zawartość. Zapewne nie słuchacie Kanye Westa, więc możecie nie wiedzieć, że jego ostatnia płyta po premierze była dostępna wyłącznie w Tidalu. Potem to się zmieniło i jest w Spotify i w Deezerze. W tym drugim serwisie nie znajdziecie Radiohead, od wydania ostatniej płyty. Płyty grupy na chwilę przed premierą zniknęły zewsząd – poza Tidalem. Serwis, którego inwestorami są artyści stara się podtrzymywać aurę wyłączności. Gdy weźmiemy pod uwagę polską muzykę to tylko w Tidalu są niektóre płyty Marii Peszek i najważniejsze płyty Marka Grechuty z Anawą (kiedyś dostępne w Deezerze). W wielu przypadkach widać tam komunikat „Właściciele praw uznali, że część lub cała dyskografia tego artysty nie będzie dostępna w serwisach streamingowych. Deezer dokłada wszelkich starań, aby udostępnić Ci ją jak najszybciej.” 

Tych różnic jest więcej i nie wszystkie są na korzyść Tidala. Nie da się tego zmierzyć liczbą dostępnych piosenek, bo na świecie są miliony rzeczy, których nikt nie chce słuchać. Nie ma znaczenia, kto ma większy katalog, ważne jest pokrycie w najbardziej interesujących częściach. One same są olbrzymie. Żeby nie było łatwiej – nie wystarczy się skupić na hitach – wiele nisz, które pozostają niszami, jest ważnych dla różnych fanów muzyki.  

Pozyskiwanie użytkowników i zawartość (zasobność katalogu, lub treść) łączy to, że nie mają związku z tym jak używa się samego produktu, są niezależne od rozwiązań funkcjonalnych, a dramatycznie wpływają na jego powodzenie. „Budowniczy” produktu musi je względniać zajmując się choćby stronami konwersji czy ekspozycją treści i służącymi do tego rozwiązaniami. Pytanie jak dobry produkt trzeba robić, by drobne różnice repertuarowe nie wpłynęły na decyzje użytkowników jeśli przegrywamy w kluczowych obszarach? Tu zaczyna się m.in. rozmowa o jakości. O niej, i o tym co jeszcze ma znaczenie – za 2 tygodnie.

Jak stawiać cele?

Nie ma szans, że sensowny wpis z takim tytułem załatwi temat. Stawianie celów to jedna z podstawowych rzeczy w zarządzaniu, która za często sprowadzana do jest prostych akronimów. Sposób podjęcia zobowiązania czy poziom wyzwania jaki wiąże się z celem mają olbrzymi wpływ na skuteczność. Sporo tu jest wiedzy i praktyki do opanowania.

W „Praktyce Zarządzania” Peter Drucker przytacza anegdotę o trzech kamieniarzach. Zapytany co robi, pierwszy odpowiada „zarabiam na życie”, drugi „mam najlepszą robotę kamieniarską”, trzeci „buduję katedrę”. Menedżerem, który zna cel jest tylko ten trzeci. Cele wpływają na działania i zachowanie ludzi. Kierują uwagę, zwiększają wysiłek, poprawiają wytrwałość i wpływają na rozwój umiejętności. To wszystko jest ważne, gdy dotyczy pracy grup ludzi o różnych specjalnościach. Taką sytuację mamy w rozwoju produktów, gdzie nad jedną rzeczą muszą pracować inżynierowie, projektanci, ludzie od produktu i biznesu.

Cel to osiągnięcie lub stan, w którym chcemy się znaleźć, ale też coś co pozwoli na zmierzenie postępu i przyniesie satysfakcję. Więcej zrealizowanych celi, większe zadowolenie. Mieszanka logiki i psychologii jest u podstaw, więc można podejść naukowo.

Badacze zidentyfikowali pięć elementów, które wpływają na skuteczność celów. Przejrzystość wydaje się oczywista – to głównie jej dotyczą akronimy typu SMART. Wyzwanie związane z celem może powodować, że staje się interesujący. Potrzebne jest zobowiązanie osób, których dotyczy. Muszą, powinni zrozumieć i zgodzić się z celem (uznać za własny). Potem niezbędne jest zapewnienie feedbacku – monitorowanie realizacji i przypominanie co jest ważne. Wreszcie znaczenie ma złożonosc zadania – nie może być zbyt przytłaczające ani za łatwe (brzmi jak zdrowy rozsądek).

Zobowiązanie i złożoność są tu najciekawsze. Co wpływa na pierwsze? Większe się staje, gdy ludzie, których cel dotyczy uczestniczą w jego określeniu. W zespołach znaczenie ma jasne przedstawienie wizji przez lidera. Jeśli ludzie znają kontekst najlepiej będą wiedzieli, jakie działania przedsięwziąć. Dodatkowo, gdy cele ludzi są zgodne z celem ich zespołu, wydajność jest większa. Pomaga też publiczna deklaracja – gdy głośno zakomunikujemy sobie i światu (czy współpracownikom), do czego dążymy. Niektóre teorie mówią, że prywatne cele lepiej jest zachować dla siebie. Myślę jednak, że te opowieści o bieganiu i posty na fejsie z kilometrami jakoś masom maratończyków pomagają.

Sporo zależy od precyzji. Mówienie „zróbcie najlepiej jak się da” nie jest efektywne, choć może być wyrazem zaufania. Badacze stwierdzili, że lepiej działa precyzyjne określenie trudnego celu niż zachęta by dać z siebie wszystko. Gdy zadanie jest trudne, nacisk na staranie się może mimo wszystko zadziałać, mogą pomóc też specyficzne cele nastawione na naukę (np. poznanie określonej techniki).

Z nauką i umiejętnością związane jest „poczucie skuteczności” (pewnie jest lepsze tłumaczenie). Mówi ono na ile zawodnik czuje się w stanie określony cel osiągnąć. Postawienie ambitnego może to poczucie zwiększać – jest wyrazem wiary w możliwości. Ludzie z wiarą we własne siły często stawiają sobie wyższe cele. Jest jednak poziom, który wobec niewystarczającej wiary odbiera motywację. Można to poczucie zwiększać szkoląc ludzi, wspierając ich przy realizacji zadania czy ułatwiając odnalezienie się w danej roli.

By dobrze stawiać cele nie wystarczy opanowanie skrótu SMART. Warto pogłębiać wiedzę o zachowaniach ludzi i ćwiczyć. Temat eksplorowałem, gdy postanowiliśmy zastosować w Gazeta.pl podejście do zarządzania celami za pomocą tzw. OKRów. Jeśli ktoś chce wiedzieć o celach dużo duużo więcej, polecam artykuł: „Building a Practically Useful Theory of Goal Setting and Task Motivation”, w którym dr Edwin Locke i dr Gary Latham zebrali wyniki badań związanych ze stawianiem celów ludziom. Powyższe historie i wnioski pochodzą przede wszystkim z tego materiału.