Kwestia dystrybucji

Interesujący argument w sporze Murdoch vs rzeczywistość. Wiadomo, że za gazety i płyty się płaci, ale czy tradycyjne media kiedykolwiek brały pieniądze za treści? Nie – pisze Paul Graham – płacimy za papier i plastik. Niby to już było, ale warto przypomnieć.

Były sobie kiedyś kasety magnetofonowe z muzyką. Jeśli kupowałeś kasetę, płaciłeś za plastik, a nie prawa do słuchania utworów. W szczególności, żeby kupić je na płycie CD, musiałeś drugi razy wydać pieniądze i to dwa razy więcej. To pięknie regulował rynek. Wiadomo, płyta jest lepsza, ładniej gra i można ją kopiować na kasetę.

Dziś można kupić winyle, z którymi powiązana jest możliwość ściągnięcia mp3 z sieci. Nabyłem też CD, które zawiera utwory w plikach (obok nagrań). To jednak dużo rzadsze wypadki niż płyty zabezpieczone przed kopiowaniem.

Zagubiony nieco w Berlinie próbowałem niedawno dowiedzieć się od przechodniów gdzie jest sklep World of Music. Wiedziałem tylko, że blisko. Zapytałem młodzieńca, który ewidentnie wychodził z pracy. Nie miał pojęcia „słucham iPoda, nie kupuję płyt” – wyjaśnił. Rzeczywiście: In a world where people don’t want to pay anything for music, charging them £16.99 for 12 songs in a flimsy plastic case is no business model.

Gdy rano czytacie – jak pisze Graham – „wydrukowaną kopię wczorajszych newsów” nie myślicie o całej infrastrukturze istniejącej tylko po to, żebyście mogli rozkoszować się publicystyką za 2 złote. O tych ciężarówkach wioządych bele z papierem, wirujących maszynach drukarskich i systemie logistycznym funkcjonującym każdej nocy. On trochę kosztuje i w efekcie te 2 złote praktycznie nie zawierają w sobie opłaty za artykuł. W cyfrowym świecie natomiast koszty dystrybucji spadają do zera.

Kłopot po stronie twórców treści jest podwójny, bo dramatycznie wzrosła konkurencja. Ja to piszę by nie wyjść z wprawy, wy czytacie, bo nie macie nic lepszego do roboty. Albo wogóle nie czytacie, a ja i tak piszę.

Disclaimer: to wyłącznie moja prywatna opinia.

Książka Internet – pobierz za darmo

W 1998 w wydawnictwie Znak ukazała się moja książka o tytule „Internet”. Wtedy sieć była czymś nowym, rzeczą dla pasjonatów. Dziś (22.09.09) udostępniam teksty wszystkim zainteresowanym.

:: Tomasz Bienias Internet PDF (530 k)

To jest poprawiony w ostatnich miesiącach i przejrzany tekst wysłany do wydawnictwa. Nie spędziłem nad tym miesięcy, dlatego ciągle mogą tam być błędy. Jeśli coś znajdziecie, proszę o sygnał (kontakt jest na blogu).

Cytować można w dowolnych ilościach, jako źródło proszę podać link (Jeśli ktoś chce wspomnieć o tym, że książka jest dostępna, proszę używać tego samego linku)

Nakład (3k) dość szybko się rozszedł a wydawnictwo nie kontynuowało serii, w której książka się ukazała. Ciągle jednak dostawałem sygnały o tym, że… doskonale nadaje się do cytowania przy pisaniu prac magisterskich. Książka dostępna jest praktycznie tylko w bibliotekach.

Komu może się to przydać:

:: Studentom piszącym prace magisterskie związane z internetem, potrzebującym pozycji w bibliografii.

:: Zainteresowanym historią sieci. Rozdziały o faktach i o tym co było wcześniej przeszły próbę czasu. Najgorzej jest z tymi o wyszukiwaniu (wiadomo, Google)

:: Zainteresowanym moją twórczością 😉

:: Więcej powodów – proszę podać w komentarzach. Treść to podstawowe informacje o sieci, połączone z elementami poradnika, tak jak to widziałem w 1997 roku.

Problem z Allegro

To jeden z najbardziej znaczących redesignów tego roku.

Patrząc po reakcjach, w zasadzie na dowolnym forum, zespół, który nad nim pracował ma teraz problem. A jest to świetny zespół, który bardzo konsekwentnie robi dobre, użyteczne serwisy. Reakcja tłumu jest zgodna z przewidywaniem, problem w tym, że byłaby taka, nawet gdyby zmiana była obiektywnie dobra. A nie jest. Co poszło źle?

Pierwsze zmiany, wewnętrzne, dotyczyły układu zakładek. Strony użytkownika zostały podzielone na dwa światy – sprzedawania i kupowania. Bez oczywistego zysku, jeśli nie wziąć pod uwagę ewentualnego rozwoju (odległość między niektórymi elementami, mierzona w liczbie klików, wydłużyła się), ale nie wpływająca dramatycznie na używanie. Żeby dobrze ocenić decyzję projektanta, trzebaby wiedzieć, między którymi zakładkami użytkownicy przemieszczają się najczęściej i jak korzysta z nich ich zdecydowana większość. Sprzedaję w allegro niewielkie ilości płyt czy książek, więc nie ma to dla mnie znaczenia. Ciekawe jak wpłynęło to na pracę w sklepie MusicCorner.

Sam sposób wprowadzenia zmian był bardzo sensowny. Ich zakres – ograniczony, wszędzie podlinkowane wyjaśnienia, możliwość porównania ze starą wersją. Grafika prawie nie ruszona. Zaczynałem zazdrościć umiejętności działania…

Allegro jest i było jednym z najlepiej zaprojektowanych serwisów w sieci. Nowy design, rozpatrywany bez oglądania się na przyzwyczajenia, wogóle nie jest zły. Jednak w tym kontekście – jest zdecydowanie zbyt graficzny i – można powiedzieć – intensywnie nieintensywny.

Zbyt graficzny, bo graficy mają świetne monitory i lubią subtelności. Dlatego rzeczy, które ewidentnie powinny się rozróżniać i być czytelne często w ich wykonaniu są tak delikatne, że trafiają na granice dostrzegalności.

Intensywny, bo elementy opisujące części stron zostały tu wzmocnione (takie np. Dane na stronie przedmiotu). Dramatycznie, ponad potrzebę, bo jeśli coś jest zawsze takie same, to akurat to można osłabić albo zostawić. Nieintensywny, bo kolor tekstu i linków (w tym ścieżki) zbladł, a jest niezwykle ważny (jej treść się zmienia). Jego czytelność i czytelność na liście przedmiotów zarabia pewnie z połowę pieniędzy dla właścicieli serwisu. Gdy ważne bladnie, a nieistotne się wzmacnia, strona się robi płaska i to co powinno pracować, pracuje mniej.

Jakimś rozwiązaniem długofalowym jest wymiana monitorów grafików. Robiliśmy ostatnio testy z użytkownikami i to już nie jest tylko moja teoria. Ludzie lubią wyraźne rzeczy. Kropka.

W tym kontekście tak mocno krytykowany pomysł rodem z Google, żeby testować na masie użytkowników reakcje na 2 subtelnie różniące się kolory, nie wydaje się juz tak idiotyczny.

Schodząc do poziomu szczegółu i najważniejszego elementu serwisu, jakim jest lista przedmiotów (obok strony przedmiotu). Browsowanie za winylem to moja – ostatnio – ulubiona rozrywka (z tych przed monitorem). Jest tego masa, obojętnie czy szukam Stonesów, czy Roxy Music. Po zmianach, zachodzi rzecz następująca: trudniej (naprawdę), klinąć w wywołanie następnej strony. Po kliknięciu kursor zostaje na swoim miejscu, ale gdy lecę w dół kręcąc myszką, uroczo przesuwa się tzw. hover, który przeszkadza w czytaniu. W linki i tak trafiałem, a wyniki serwisu świadczą, że nie byłem sam. Więc nie wiem czego to jest rozwiązanie…

Jak w tym momencie poprawić czytelność i problemy: zaoferować ze 2 przemyślane skórki. Hover wogóle nic nie daje, więc usunąć całkowicie. O stronie głównej nic nie napiszę, bo nie wiem po co ona jest (gratulacje dla wszystkich fachowców, którzy się na niej skupiają).

Dla porównania – u nas działa jeszcze stary wygląd.

Przyszłość, towar branżowy

Pracujemy w branży, która sprzedaje przyszłość. Czy przeszkadza nam to, że nie możemy o niej powiedzieć zbyt wiele sensownych rzeczy? Widać, że wczorajsza przyszłość wygląda dziś zaskakująco znajomo. To co dziś jest nowoczesne nijak nie przypomina wizji z dawnych lat, czy (choćby) serialu „1999”. Nie mamy dziś wirtualnej rzeczywistości, mamy za to smsy i netbooki.

Gdyby chodziło tylko technologię, byłoby może łatwiej, tymczasem dziś wyraźnie widać, od ilu rzeczy zależy to, co nas spotyka. Mamy kryzys, który był za rogiem, a tak wielu zaskoczył. Kiedy to się skończy i jak? Jaki będzie kurs Euro we wrześniu? Jaka będzie przyszłość gazet?

Na temat przyszłości dwa filmy. Odrobina propagandy na stronach Office Labs Microsoftu (znalezione na UXdesign.pl) oraz wystąpienie na TED – zestawienie humorystycznych wizji świata przyszłości. Ten drugi temat – może nieco poważniej – wypełnia blog PaleoFuture.

Ciekawe są wyobrażenia, na które możemy spojrzeć z perspektywy czasów, w których miały być rzeczywistością. Zabawne, ile sobie wyobrażamy, a czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Na poziom ziemi schodząc: 2 lata temu nikt nie przypuszczał, że taka Nasza Klasa może dotrzeć tak wysoko. W okolicach 2002 roku sam byłem skłonny się zakładać, że za 5 lat Google nie będą miały znaczącej pozycji…

Branża, która zajmuje się internetem przyszłością się żywi, a jej przedstawiciele, zwłaszcza ci od marketingu, uwielbiają o niej rozmawiać. Wskazują coś, co właśnie powstało i mówią „za rok wszyscy będą to robić”. Za rok nadal interesuje to niecałe 5 procent „ogółu” a starocie, które miały odejść w zapomnienie mają się dobrze. Teza: prognozy mają wartość wróżb a wiarygodnych wróżek brak. Możemy tylko oceniać to co miało miejsce i uważnie przyglądać się temu, co jest.

Podobno przyszłość ju tu jest, ale nie jest wystarczająco wypromowana. Jeśli to prawda, to co może nią być ?
Ostatnio, przez pomyłkę, trafiłem na listę przetłumaczonych stron wyników wyszukiwania. Tłumaczenie jest jeszcze zabawne, ale:

– Jeśli ta technologia rozwinie się, tak jak się rzeczy rozwijają, będzie można odbierać i wysyłać dowolne treści w dowolnym języku. Czy na pewno ma jeszcze sens uczyć się języków? (zwłaszcza chińskiego).

– Idąc dalej. W USA jest za dużo gazet i m.in. dlatego upadają. Jeśli każdy będzie miał dostęp do dowolnych treści z dowolnego języka, to już na pewno treści będzie za dużo. Co to może spowodować?

– Jeśli to się stanie, to dlaczego niby to tylko ma działać w sieci? Dziś internet to specyficzne miejsce, w które „się wchodzi”. Możliwości, które daje w przyszłości nie muszą być ograniczone przez ekrany….