Prawie ugotowane

Niewiele ostatnio piszę i to w dużym stopniu na skutek zmiany, która nastąpiła. Była na tyle duża, że związana z nią refleksja dotyczy głównie tego, czym się zajmuję i co organizuję. Mogę mieć tylko nadzieję, że w którymś momencie się poukłada i będzie czas na bloga (tego, czy innego). Notki i linki publikować łatwiej, to w zasadzie robi się samo.

Jeśli blog wróci, tematyka pewnie skręci nieco mocniej w stronę projektów i tego jak strony działają (UI, IA). Np. problemów, które rozwiązywaliśmy, gdy powstawało Ugotuj.to, nasz nowy serwis kulinarny. Sprawdźcie. Mam nadzieję, że się spodoba.

Jeszcze małe wyjaśnienie. Serwis w tym kształcie wymyślili ludzie zajmujący się dzisiejszą „Kuchnią”. Problemy, o których pisze rozwiązywaliśmy na etapie konstruowania stron.

Nowy TripAdvisor

Rzadko kiedy redesign popularnego sajtu mnie tak cieszy. W tym przypadku jest tak z dwóch powodów:

– lubię tę branżę (turystyka), bo jest konkurencyjna i korzystanie z sieci przed wyjazdem naprawdę ma sens (no i fajnie pojeździć)

– bo dobro zwycięża dzięki konkurencji po raz kolejny

TripAdvisor był od lat jednym z najbogatszych w informacje serwisów turystycznych. Nieznośnie jednak ciasno było na jego stronach i na pierwszy rzut oka dość trudno było odróżnić co tu jest ofertą/reklamą a co informacją. Jasne, że informacje można było znaleźć, ale jednak chyba ta ciasnota nie do końca odpowiadała użytkownikom, skoro zmienili. Teraz reklamowe rzeczy są pomarańczowe (no, powiedzmy) a treści otoczone zielonym. Od razu to widać choć dalej ofert jest dużo. Zniknęło wrażenie przytłoczenia. Brawo.

Specyfika jest tu taka, że oferta/reklama w turystyce w dużym stopniu jest informacją, ale teraz o wiele przyjemniej się chodzi po „czystych” treściach.

Bezcenne dane osobowe?

Pewien wątek przewija się w popularnych ostatnio dyskusjach o różnych klasach i Goldenlinach. Warto go wybić, ponieważ chodzi o nasze nazwiska.
W ciągu ostatnich 2 lat coś się zmieniło w temacie tożsamości w sieci. Dawniej prawie każdy ograniczał swoją obecność w sieci do nicka. To ułatwiało pisanie do innych per „Ty bucu” i mówienie tego, co się rzeczywiście myśli. Wyjątkiem był Usenet, ale tam zaglądają nieliczni – pisać tylko tam, to tak, jakby się ukrywać (no i tam nie przeszkadzało to w pisaniu per „Ty bucu”).
To się skończyło. Ludzie piszą o tym co robią, co myślą, a nawet jak „to” robią (sprawdźcie sobie na Goldenline grupy o seksie), pod swoimi nazwiskami. W większości przypadków, wygląda na to, że prawdziwymi.
Pewien bardzo popularny serwis (wolę nie wyskakiwać w googlach na jego nazwę, Goldenline mi wystarczy) już wkrótce pozwoli zrekonstruować historię dowolnej osoby, od szkoły podstawowej. Tam dla każdego podawanie nazwisk jest naturalne, w końcu znamy się wszyscy od dziecka…
To wszystko – teoretycznie – dane osobowe, prawem chronione. Wygląda na to, że ludzie niespecjalnie je cenią.
Albo wręcz nie cenią ich wcale.
Albo nigdy o tym nie pomyśleli.
Może pełnia jawności to sytuacja, w której tajność traci jakiekolwiek znaczenie?
Mam w tym swoje 3 grosze, bo tzw. magisterkę pisałem „z ochrony danych osobowych”. Słynna ustawa wtedy powstawała. Nie przyszło by mi do głowy, że tak się to skończy.
Dziś zatrudniając nowych ludzi mogę się o nich dowiedzieć naprawdę za dużo. Z jednej strony to dobrze z drugiej – niekoniecznie jest to prawdziwy obraz.
Jeden z ostatnich tekstów dziennikarskich (koniec lat 90.) jakie napisałem był o tym, ile można dowiedzieć się o człowieku na podstawie śladów, które zostawia w sieci. Upatrzyłem sobie ofiarę i wyaltavistowałem o niej tyle ile się da. Jedyny trick jaki zastosowałem polegał na wyborze – to była osoba, która „się udzielała”. Czytelnicy byli zdumieni, redaktorzy pytali czy nie ściemniam, a tekst jest aktualny jak nigdy. Tylko bohaterowie przestali się tym przejmować…
I jeśli to rzeczywiście skończy się tak, że w sieci wszyscy jesteśmy imieniem nazwiskiem i adresem, to może całą tę sprawę z tożsamością typu Open ID trzeba trochę przemyśleć.
Nie mam odpowiedzi, obserwuję zmianę, która inspiruje mnie do pytań.