Zacznij od informacji prasowej

Budowanie zaczyna się pomysłu. Zanim zostanie on przekuty w działający produkt czekają go liczne przygody. Pierwszy krok to decyzja o wyborze – pomysł zwykle konkuruje z podobnymi sobie. Gdy już wygra, lub gdy nadejdzie jego czas, trzeba określić, czym właściwie jest.

Jeden z nawyków skutecznego działania mówi, by zaczynać z wizją końca (to klasyka, Coveya znać warto). Z realizacją ma to wiele wspólnego, bo pomysły każdy rozumie po swojemu. Gdy słyszymy, że coś ma powstać, jakoś to sobie wyobrażamy. Im dłużej się czeka na efekt, tym bardziej rozbieżność produktu z wyobrażeniem bywa bolesna. Dlatego warto znaleźć się „na jednej kartce” (paskudna kalka językowa). Jak jednak powinna wyglądać taka wizja końca?

Z pomocą przychodzi Amazon – warto patrzeć jak robią tam rzeczy, ponieważ nieprzyzwoicie dobrze im wychodzą a uczyć się należy od najlepszych. Wśród kluczy sukcesu firmy streszczonych kiedyś na blogu SvN jest propozycja: Start with a press release of what features the user will see and work backwards to check that you are building something valuable.

Więc na początek piszemy pressa. Informacja prasowa przeważnie mówi o tym, co wartościowego dostają klienci lub użytkownicy. Powinna opisywać tylko naistotniejsze rzeczy – wybiera się je, bo to one mają znaczenie. Jest krótka, więc trzeba się w niej skupić. Takie podejście pozwala opisać to, co naprawdę ma powstać.

Problemem może być umiejętność pisania informacji prasowej…

Update (21-11-2010). Więcej informacji o tym, jak to wygląda w Amazon znalazłem w serwisie Quora, gdzie rzecz objaśnia Ian McAllister, odpowiedzialny za biznes „prezentowy” firmy:

If the benefits listed don’t sound very interesting or exciting to customers, then perhaps they’re not (and shouldn’t be built). Instead, the product manager should keep iterating on the press release until they’ve come up with benefits that actually sound like benefits. Iterating on a press release is a lot less expensive than iterating on the product itself (and quicker!).

O trwałości społeczności

Chwytliwy tytuł tej notki, napisany pod Google, mógłby brzmieć „Kiedy koniec Facebooka i Naszej klasy?”

Napisałem, że pozycja i miejsce serwisów w rankingach popularności w internecie jest trwała. Jak na rynek, na którym ma miejsce tyle przemian – zdumiewająco. Widać to choćby po tym, jak trudno zmienia się pozycję w rankingu PBI. Ponieważ nikt nie sprawdza już co jest pod linkiem i nie czyta całości: mówimy o wysokich pozycjach i dłuugiej perspektywie.

Są jednak wyjątki.

O trwałości trudno mówić w wymagających wiedzy specjalistycznej i inwestycji obszarach, zwłaszcza takich, gdzie zachodzą największe przemiany. Boom na usługi finansowe i bankowe w internecie w pierwszej połowie dekady zakończył żywot większości stron amatorskich – takich jak polskie Yogi czy Olimp. Nieamatorskie – a działające od dawna – gazety, przetrwały.

Nie można mówić o trwałości tam, gdzie treści tworzą i stanowią ludzie – np. w społecznościach. Również dlatego, że powstaje tu coś zupełnie nowego. Skanując historię:

:: Na początku były strony domowe. Yahoo zamknęło niedawno Geocities, ale pod koniec lat 90 było to trzecie najpopularniejsze miejsce w internecie. Polskie serwisy ze stronami prywatnymi wybitnie przyczyniły się do zasięgu i dominującej pozycji polskich portali z nieaktualnej już pierwszej trójki. Tu działał długi ogon itp.

:: Strony domowe robiły dwie rzeczy. Ludzie publikowali w nich informacje o czymś albo tworzyli wizytówki. Obie funkcje w pewnym momencie lepiej zaczęły realizować blogi, drugą, nieco później – profile w sieciach społecznych.

:: Strony na temat to dziś przede wszystkim wikipedia, nadal blogi oraz cała masa specjalistycznych, niszowych serwisów. Rozwój tych ostatnich napędzają coraz lepsze możliwości finansowania za pomocą reklam.

:: Twitter i mikroblogi przejęły część funkcji blogów.

:: Nigdzie tyle się nie dzieje, co w rankingu tzw. sieci społecznych. W uproszczeniu – pierwszy był Friendster, skopiował go MySpace, które właśnie przegrał z Facebookiem. W Pl było Grono, jest Nasza-klasa, wielu wierzy, że będzie Facebook. Tu nic nie jest na zawsze, jeśli tylko i przede wszystkim służy komunikacji (do komunikacji służą narzędzia a nie miejsca) i zabijaniu czasu (kiedyś nazywanego rozrywką).

Co z sieci społecznych pozostanie – nikt nie wie. Facebook jest super, ale to przede wszystkich bardzo efektywna machina marketingowa dające doskonałe złudzenie bycia w swoim towarzystwie. Za trzy lata zostaną po niej najwyżej funkcjonalności. Piszę to, bo teraz tak uważam. Kiedyś w sposób fantastyczny pomyliłem się co do googli, czasem trzeba.

Społeczności nie są więc trwałe. Są jednak wyjątki.

Specjalistyczne, niszowe, tematyczne społeczności. Przykłady polskie – SFD i Audiostereo (nie tak powszechnie znane). Odpowiedniki tego ostatniego na świecie, takie jak Audiokarma czy HeadFi wydają zupełnie nie przejmować tym, że ma miejsce jakiś rozwój technologii i funkcjonalności. (Tu od razu disclaimer: nie jestem audiofilem, ale lubię temat).

Te stron mają się dobrze. Żaden Facebook nie zagraża ich pozycji. Wogóle nie zagraża.

Wniosek: jeśli już raz nabierzesz masy, nikt nie zagrozi Twojej pozycji (to mogłoby być motto SFD).

Detale, które pracują

„Bóg jest w szczegółach” – mawiała Lady Schrapnell z rozrywkowej, fantastycznej książki „Nie licząc psa” (polecam).

Jest też w naszej branży, bo każdy serwis, usługa, czy aplikacja składa się z całej masy szczegółów, które pracują, albo nie. Niektóre z nich mają znaczenie, inne nie, ale trudno to arbitralnie dobrze wybrać.

Suma szczegółów może stanowić o powodzeniu całości. Nie decyduje, ale na pewno pomaga. Jeśli już wiesz co robisz, to im lepiej rozpracujesz szczegóły, tym lepszy serwis dostaniesz.

O tym ile może być szczegółów w jednym elemencie aplikacji mówi sympatyczny wpis o tabach w dwóch przeglądarkach na maka: chrome vs safari. Polecam.

Kilka refleksji na ten sam temat

Sporo ostatnio mówi się o Facebooku. Pytanie: jak wytłumaczyć co to jest tzw. obywatelowi nie będącemu w temacie. Facebook to taka Nasza Klasa, tylko bez klas i na cały świat?

Kiedyś napisałem o Goldenline „jest nudny”. Jednak to raczej Facebook jest. Goldenline przynajmniej dobrze robi coś, do czego został stworzony, oraz żyje. Np. na grupach. Mogłoby być lepiej, ale nie jest źle i jest na temat. Facebook jest bardzo efektywny, przykleja, szybko staje się nałogiem, ale nic ciekawego dla mnie tam nie ma.

Napisałem właśnie, że Goldenline jest ciekawszy od Facebooka. To kolejny dowód na to, że nie należy patrzeć na siebie oceniając potencjał serwisu. Wolę twittera, co nie musi mu wróżyć źle.

Bardzo ciekawy tekst na ten temat w FT: wzrost i upadek cesarstwa rzymskiego My Space. Polecam – wchodźcie, drukujcie, zapisujcie sobie, bo z gazetami, to nigdy nie wiadomo. Np. Levinsohn [od Murdocha] also claims that the MySpace manage­ment lacked focus, with Anderson, who was in charge of the site’s product development, instructing software engineers and developers to start work on multiple products and features without proper planning.

Jeśli ktoś natknie się na równie interesujące wstawki dot. rozwoju produktów i podejmowania decyzji projektowych, poproszę. Przy okazji – takie rzeczy zbieram na ścinkach i wyimkach.

Namawiam: kupujcie lekcje dla dzieci i linkujcie do nich. Lekcje są lepsze od kury, bo są wędką a nie rybką.